Wzrost CO2 i polski stereotyp węglowego kopciucha

Polska to kraj brudny, skryty pod gęstymi kłębami dymu z kominów opalanych węglem, truciciel Europy. Holandia to zaś wspaniały, ekologiczny region pełen wiatraków i elektrowni słonecznych, w którym walka o lepsze jutro ma wręcz narodowy charakter. Czy to prawda? Otóż nie do końca. Krzywdzący polski stereotyp w świetle części badań jest nietrafiony. W ekologicznych rankingach, na przykład dotyczących CO2, wyprzedzamy bowiem Niderlandy.

Niepokojące prognozy dotyczące CO2

Jeśli nic się nie zmieni już za 5 lat, w 2025 będziemy mieli najwięcej CO2 w atmosferze w historii naszej planety. Zdaniem naukowców z Uniwersytetu w Southampton, już za kilka lat pobijemy rekord sprzed 3,3 miliona lat. Wtedy to bowiem w pliocenie poziom dwutlenku węgla w atmosferze wynosił 420 ppm (części na milion). Był to wyjątkowo ciepły okres w historii naszej planety. Poziomy mórz były wyższe, a pokrywy lodowe znacznie mniejsze nawet niż obecnie. Termometry (jeśli wtedy, by istniały), pokazywałyby na ziemi temperaturę średnią wyższą o około 3 stopnie niż ta z 2020 roku.

Przez ponad 3 miliony lat daleko nam było do tych odległych czasów. Ostatnie lata doprowadziły jednak do niebezpiecznego zbliżenia się do tamtych wyników. W maju 2020 roku uczeni odnotowali stężenie CO2 na poziomie 417 ppm i jest to najwyższa wartość od momentu, gdy zaczęto ją badać.

 

Końcowe odliczanie

Czy więc przebijemy wynik z pliocenu? Wiele na to wskazuje. W ciągu ostatniego dziesięciolecia poziom dwutlenku węgla wzrastał o około 2,4 ppm rocznie. To zaś oznacza, iż za 5 lat w naszej atmosferze będzie więcej gazów cieplarnianych niż w epoce tygrysów szablozębnych. Pobijemy ten rekord nawet jeśli zmniejszymy emisję o połowę.

Biją na alarm

Wzrost dwutlenku węgla, coraz wyższe temperatury, skrajnie niebezpieczne i nieprzewidywalne anomalie pogodowe spowodowały, iż wielu światowych przywódców i organizacji międzynarodowych zaczęło poważnie zastanawiać się jak uchronić klimat przed zniszczeniem. Za działaniami tymi idą czyny, związane z ochroną środowiska czy powstrzymaniem szkodliwej emisji gazów cieplarnianych. W tej sytuacji świat zaczyna dzielić się na ekologów i trucicieli. Polska „stojąca węglem”, w której rząd wspiera od wielu lat górnictwo, ukazywana jest jako jeden z największych europejskich kopciuchów. Nasz kraj strasznie kontrastuje z „zieloną” Holandią, gdzie praktycznie na każdym kroku widać wiatraki czy panele słoneczne.

 

Nie mamy się czego wstydzić

Jako Polacy nie mamy się jednak czego wstydzić. Owszem nasz PR jest w tym zakresie niezbyt korzystny. Dane jednak wyraźnie przemawiają na naszą korzyść. Rzeczpospolita, w porównaniu z Królestwem Niderlandów, wychodzi bowiem zwycięsko. Widać to choćby w informacjach przedstawionych przez portal World Bank. Bank Światowy prezentuje między innymi ilości emisji CO2 na mieszkańca. Gdy spojrzymy na dane, zobaczymy, iż Holandia ma wynik na poziomie 9,92 tony na mieszkańca rocznie. Niemcy – 8,88 tony na mieszkańca, Czechy – 9,16 tony. Polska zaś w tym zestawieniu wysyła do atmosfery w przeliczeniu na jednego obywatela jedynie 7,52 tony dwutlenku węgla. W przypadku gdy wszystkie te kraje mają tendencję spadkową, możemy powiedzieć jedno, nie mamy się czego wstydzić. Rozbieżności zaś i dane dotyczące tego, iż jako kraj produkujemy więcej szkodliwych gazów cieplarnianych, wynikają między innymi z wielkości. Mieszkańców Niderlandów jest 17,28 miliona, Polaków jest zaś prawie 38 milionów. A to już powoduje niezaprzeczalną różnicę.

Nie można jednak popadać w przesadę oraz samozachwyt, pomijając to, że Holendrzy naprawdę przodują w ekologicznych rozwiązaniach. Część ich pomysłów jest nie tyle światłych i przyszłościowych, co nawet dość kontrowersyjnych. Bo jak bowiem nazwać przepisy kontrolujące ilość gazów emitowanych do atmosfery przez kopytne na tamtejszych polach i łąkach?