Władze musiały ewakuować prawie całe miasto

Do niebezpiecznej sytuacji doszło wczoraj w Kleve, niemieckiej miejscowości leżącej bezpośrednio przy granicy z Holandią. Sytuacja była na tyle poważna, że władze nakazały ewakuacje kilku tysięcy osób.

Tallboy

Podczas prac budowlano-remontowych, w centrum niemieckiego Kleve, odnaleziono niewybuch z czasów II Wojny Światowej. Na początku nie było to jeszcze potwierdzone, aczkolwiek służby budowane mówiły, że ładunek ma kilkuset kilo. Szybko tez pojawiła się plotka, że może to być nawet bomba lotnicza typu Tallboy, o masie ponad 5 ton. Ładunki te były używane do bombardowania umocnień i portów. Ładunek wbijał się w ziemię, a potem ekslodował, co powodowało lokalne trzęsienie ziemi.

Ewakuacja

Do znaleziska wezwano saperów. Szybko podjęto również, ze względu na niszczycielską siłę ładunku, decyzję o ewakuacji centrum miasta. Nakaz opuszczenia swoich mieszkań dotyczył w sumie kilku tysięcy osób. Centrum miasta musieli opuścić wszyscy. Przechodnie, sklepikarze, pracownicy lokalnych firm, urzędnicy, czy mieszkańcu pobliskich domów i bloków. Nikt nie mógł zostać w strefie ewentualnej eksplozji. Podczas trwającej kilka godzin akcji ewakuacyjnej czynny udział brała straż pożarna i pogotowie. Służby zabezpieczały przejazd osobom starszym i schorowanym, dbając o ich komfort i bezpieczeństwo. Funkcjonariusze policji patrolowali zaś teren, by uniknąć szabrowania i sprawdzić, czy wszyscy opuścili niebezpieczny obszar. Ewakuowany został nawet pobliski uniwersytet Rhein-Waal.

Z poważnymi utrudnieniami musieli liczyć się nie tylko mieszkańcy przygranicznego miasteczka. Skutki znalezienia niewybuchu odczuli również ludzie żyjący po holenderskiej stronie granicy i wielu pracowników transgranicznych. Działania saperów zaowocowały bowiem wstrzymaniem ruchu na linii kolejowej biegnącej na północ przez Kleef. Również ruch samochodowy został poważnie ograniczony, a kierujący musieli liczyć się z objazdami.

 

Pozytywne rozczarowanie

Gdy władze skończyły ewakuować miasto, około 17:30, do akcji weszli saperzy. Czekało ich trudne zadanie. Tak się przynajmniej na początku wydawało. Bardzo szybko okazało się jednak, że ludzi strach w połączeniu z plotką potrafią zdziałać cuda. Gdy specjaliści weszli do wykopu, zobaczyli „tylko” 100-kilogramową bombę lotniczą, zamiast ponad 5 tonowego monstra. Ładunek ten jednak stanowił poważne zagrożenie.

By rozbroić bombę, saperzy musieli ją w pełni odsłonić, a później sprawdzić, czy był to zrzut bojowy, czy awaryjny (czy zapalnik został uzbrojony). Następnie umieścili ładunek na specjalnej ciężarówce. Operacja podniesienia przeprowadzono z ogromną pieczołowitością, ponieważ każdy ewentualny upadek, uderzenie przy tak starej konstrukcji mógł spowodować wybuch. Gdy niewybuch znalazł się na pace samochodu, konwój ostrożnie pojechał z nim w bezpieczne miejsce, gdzie saperzy rozbroją go i zdetonują.

O tym, że mieszkańcy mogli już wrócić do domu, po paru godzinach poinformował ich długi minutowy dźwięk syreny.