We wtorek było źle, w piątek jeszcze gorzej

wtorek był zły , piątek był jeszcze gorszy

Nasz redakcyjny kolega zdecydowanie pomylił się, pisząc w środę na temat drogowego armagedonu w Holandii. Nie chodzi bynajmniej o to, iż nie miał racji. Wtorkowe 468 kilometrów korków w Niderlandach pozwalało na użycie tego określenia. Problem jednak w tym, iż teraz trudno nazwać jednym słowem to, co stało się w piątek, kiedy to o 16:30 służby informowały o 650 kilometrach zatorów, wyraźnie pobijając tegoroczny rekord.

Piątek, piąteczek, piątunio...

Każdy z nas lubi piątek. Ostatnie minuty pracy i upragniony weekend. Wielu w euforii wręcz wybiega z biura czy hali zakładowej, będąc myślą już na weekendowym spotkaniu z przyjaciółmi, czy snując plany na spokojny weekend z rodziną. Tak też było i 1 października. Z tą tylko różnicą, iż przed momentem euforycznego powrotu do domu wielu kierowców dostawało poważnego „plaskacza” w twarz od rzeczywistości. Ta niejako śmiejąc się prosto w oczy kierowcom, mówiła z rozbrajającą szczerością "nie tak szybko", kiedy to zmęczony całym tygodniem pracy mieszkaniec Holandii lądował w korku na jednej z autostrad czy dróg lokalnych. Była więc wściekłość, poirytowanie i życzenia śmierci wszystkim tym, którzy przyczynili się do takiego stanu rzeczy, w tym w głównej mierze robotnikom, zamykającym A12.

ANWB

Optymiści, którzy utknęli w jednym z zatorów w Holandii podeszli do sprawy zapewne inaczej. Odpalili ulubioną muzykę i cieszyli się, że mają więcej czasu na snucie weekendowych planów. Nie zmienia to jednak faktu, iż Holandia stanęła. Co było tego powodem? Oczywiście wspomniany już remont A12. Nie jest to jednak jedyny powód. ANWB wskazuje, iż od pewnego czasu notuje zwiększone natężenie ruchu w piątek. Składają się na niego nie tylko roboty drogowe (które mają też miejsce na wielu podmiejskich drogach), ale i ruch podmiejski oraz transportowy. Wielu ludzi w piątek udaje się bowiem na zakupy. Wiele tirów kończy dostawy, by ich kierowcy mogli wrócić do domu. Do aut wsiadają również osoby wracające po tygodniu pracy w Holandii na weekend do ojczyzny. Gdy zaś dodamy do tego dość nieprzyjemną piątkową pogodę, która już na starcie sprawiła, iż wielu ludzi wolało zamiast roweru czy autobusu wybrać własny samochód, mamy wręcz gotowy przepis na drogowy paraliż. Do „pełni szczęścia” brakuje tylko szybko zapadającego zmroku, śliskiej nawierzchni i zmęczenia po całym tygodniu pracy, by dochodziło do kolizji i wypadków jeszcze bardziej tamujących ruch. Ale zaraz, to był piątek ludzie byli zmęczeni i padało. Czegoż więc chcieć więcej.

7 października

Problematyczna sytuacja na drogach może utrzymać się w Niderlandach do 7 października. Do tego dnia ma być powiem zamknięta autostrada A12. Czy jednak oznacza to, iż po tym terminie ulice znów będą puste? Niestety nie. Wielu Holendrów pożegnało się już z pracą zdalną. Zakończył się też kryzys gospodarczy i firmy pracują pełną parą. W efekcie ruch na niderlandzkich drogach będzie powoli wracać do czasu sprzed pandemii. Wartości te, gdy mowa o natężeniu ruchu poza godzinami szczytu, odpowiadają już tym z 2019 roku, do tego co się działo podczas nich jeszcze trochę braku. Co więc to oznacza? Iż w przyszłości, zwłaszcza gdy pojawią się mgły, śnieg i oblodzenia nawierzchni może być jeszcze gorzej.