Drogowy armagedon w Holandii

Autostrada A2 i A27 zamknięta z racji robót drogowych

Zamknięcie w poniedziałek wieczorem autostrady A12 miało spowodować drobne niedogodności dla Holendrów. Tymczasem wtorkowe poranne godziny szczytu to był istny drogowy armagedon w Niderlandach. Niektóre rejony kraju po prostu stanęły. Służby mówią o 468 kilometrach korków i zatorów na tamtejszych drogach. Tak źle nie było od bardzo dawna w krainie tulipanów.

Tegoroczny rekord

To, co działo się we wtorkowy poranek, pobiło niechlubny rekord z 7 kwietnia bieżącego roku. Kiedy to mieszkańcy Królestwa Niderlandów utknęli w 429 kilometrach korków i zatorów. Wtedy jednak sytuacja była zrozumiała i przewidywalna. Miejscami spadł bowiem śnieg i warunki do jazdy, z racji zimna i gołoledzi na drodze, powodowały nie tylko to, iż kierowcy musieli ściągać nogę z gazu, ale również stać z racji wielu wypadków i kolizji jakie miały miejsce na skrzyżowaniach czy łukach dróg, które zamieniły się w lodowiska.

 

Kiedyś to były korki

Wtorkowe 468 kilometrów spowolnień w szerszej perspektywie nie jest jednak niczym szczególnym. W 2019, czy 2018 roku takie zatory nie były niczym niezwykłym. Obecnie jednak Holendrzy odwykli od takiej zakorkowanej rzeczywistości. Wielką zasługę miała w tym epidemia koronawirusa. To ona bowiem spowodowała, iż wiele osób zaczęło pracować zdalnie, przez co ruch na drogach znacząco się zmniejszył. Z racji kryzysu ekonomicznego, który przyszedł wraz z pandemią, z dróg zniknęła również część tirów. Teraz Holendrzy mają już praktycznie epidemię za sobą i życie znów powoli wraca do normy. Niemniej jednak owe półtora roku zmieniło znacząco nawyki wielu mieszkańców. Praca zdalna stała się standardem i pomimo odmrożenia gospodarki nadal natężenie ruchu jest mniejsze niż kiedyś. To znaczy, przynajmniej było, aż do wczoraj, kiedy to wielu kierowcom przypomniały się czasy, jak to mogli spokojnie zjeść śniadanie, stojąc w korku na autostradzie podczas drogi do pracy.

Główny winowajca

Głównym winowajcą jest wspomniana już zamknięta część autostrady A12. Wyłączenie tej niezwykle popularnej arterii spowodowało, iż na wielu drogach alternatywnych pojawiły się tłumy. Wielu Holendrów nie chciało jechać wyznaczonymi objazdami i kierowało się na drogi lokalne, próbując przebijać się przez miasta i miasteczka. Podobnie robiły też ciężarówki. Kierowcy firm przewozowych, wiedzeni GPS’em, zamiast jechać autostradą, wybierali najkrótsze trasy, co czasem kończyło się nawet zablokowaniem jakiegoś małego, wiejskiego skrzyżowania. Ponadto większe natężenie ruchu to więcej kolizji i wypadków, które dodatkowo spowalniały cały korowód kierowców jadących do pracy.

 

Generalnie będzie lepiej

Zdaniem analityków we wtorek rano kierowcy jechali do pracy średnio godzinę dłużej niż zwykle. Na szczęście dziś i w następnych dniach sytuacja powinna powoli się normować. Ludzie bowiem dostosują swój plan dnia i porę wyjazdów do natężenia ruchu. Wielu zapewne wybierze również, jeśli jest to możliwe, pracę zdalną lub wyruszą w drogę poza godzinami szczytu. O powolnej poprawie sytuacji świadczą między innymi spływające dane. Dziś rano odnotowano "tylko" 400 km korków i zatorów.