Taka tragedia zdarza się raz na dwadzieścia lat

ogromny pożar w Hadze

W nocy ze środy na czwartek doszło do ogromnego pożaru w Schilderswijk, w Hadze. Żywioł był tak potężny, iż strażacy musieli ewakuować mieszkańców dziesiątek domów przy Wouwermanstraat. Pomimo wyjątkowo ciężkiej sytuacji nikt nie został ranny.  Szkody jednak liczone będą w dziesiątkach, jeśli nie setkach tysięcy euro. Wszyscy są zgodni, takiego pożaru nie było w mieście od 20 lat. 

W czwartek około godziny 3 rano straż pożarna otrzymała meldunek o pojawieniu się ognia na Wouwermanstraat, gdy jednak strażacy przybyli na miejsce okazało się, że albo świadek zgłaszający zdarzenie zbagatelizował sprawę, albo, co bardziej prawdopodobne, ogień zdążył się szybko rozprzestrzenić. Gdy bowiem ratownicy dotarli pod wskazany adres, płonęło już kilka mieszkań. Ogień rozprzestrzenił się przez dach, płonęły również balkony. Żywioł był wyjątkowo silny i przez dugi czas strażakom nie udało się z nim wygrać. W efekcie płomienie dotarły również do meczetu Al. Fath, znajdującego się na rogu Wouwermanstraat.

Ewakuacja

Z racji na szalejący żywioł oraz ryzyko pojawienia się nowych zarzewi ognia całą sytuację z góry monitorował dron z kamerą termowizyjną mający w porę odnaleźć potencjalne niebezpieczne miejsca. Wykorzystanie maszyny latającej nie było jednak jedynym działaniem prewencyjnym. Strażacy, z racji na gorąc i możliwość rozprzestrzenienia się ognia dalej zdecydowali ewakuować domy stojące przy Joris van der Haagestraat, równolegle do Wouwermanstraat. W efekcie zbudzonych i wyrzuconych ze swoich mieszkań zostało ponad 100 osób. Wszyscy oni znaleźli jednak schronienie w hotelach lub u swoich bliskich.

Brak wody

Gdy część strażaków zajmowała się ewakuacją, inni walczyli z ogniem. Walka ta była wyjątkowo nierówna. O skali pożogi świadczy między innymi fakt, iż sieć hydrantów, która w definicji ma zapewnić wodę przy takich akcjach, okazała się niewystarczająca. Na miejsce musiano ściągnąć specjalne cysterny, by walczący z ogniem mieli czym gasić.


Cały dzień

Akcja gaśnicza trwała przez całą noc. Nad ranem NL Alert wysłał powiadomienia o tym, by ludzie w rejonie pożaru nie otwierali okien i wyłączyli klimatyzację. Do południa w mieście nadal był  wyczuwalny swąd dymu, spalenizny z budynku. Strażacy bowiem pomimo nastania świtu nie zakończyli walki z ogniem. W czwartek trwało dogaszanie i prace rozbiórkowe budynku. Żywioł bowiem udało się opanować dopiero po wspomnianej 7 rano.

Raz na 20 lat

Burmistrz, przyglądając temu co dzieje się przy Wouwermanstraat, mówił o przerażających obrazach. Słowa te nie były przesadzone. Wtórowali mu bowiem strażacy. Ogniomistrze mówili wręcz o ekstremalnej sile ognia, prędkości jego rozprzestrzeniania się i ilości strawionych domów. Akcji nie udało się zakończyć po ponad 7 godzinach walki z ogniem. Cały czas, pomimo pozornego opanowania żywiołu ten gdzieś nadal się tlił i co rusz pojawiały się nowe płomienie. Zdaniem strażaków tak duży, silny pożar pojawia się raz na 10 może 20 lat. Tym bardziej sukcesem jest to, iż nikt nie zginął i nie odniósł poważnych obrażeń.