Szef nie przestrzegał BHP, Polak przypłacił to życiem
W wielu miejscach, gdzie pracują nasi rodacy, kwestie BHP nie są najważniejsze. Liczy się efekt, opłacalność wydajność. Bezpieczeństwo schodzi wtedy na drugi plan. Zwykle nic się nie dzieje. Niestety czasem ludzie przestają mieć szczęście, a anioł stróż też robi sobie wolne i dochodzi do takich wypadków jak w Kampen, gdzie zginął polski pracownik migrujący.
Do tragedii doszło w styczniu ubiegłego roku. Wtedy to 14-metrowa stalowa belka spadła z ogromnych hukiem uderzając pracownika firmy stalowej w Kampen. Ofiara, 47-letni mężczyzna przybyły do Królestwa Niderlandów z Polski, zginęła z racji odniesionych obrażeń. Po tym tragicznym wypadku rozpoczęło się śledztwo inspekcji pracy oraz prokuratury. Dochodzenie to zakończyło się postawieniem zarzutów kierownikowi firmy i jednemu z jej pracowników - brygadziście. Prokuratura obwinia ich o zaniedbanie i nieumyślne spowodowanie śmierci.
To nie miało prawa się udać
Podczas procesu, który miał miejsce w poniedziałek, prokurator wskazał, iż tylko jeden drewniany stempel miał zapobiec przewróceniu się blisko dwutonowej, stalowej konstrukcji.
Z założenia oprócz owego kloca, 14-metrowa kratownica powinna być jeszcze podwieszona na suwnicy. Tak, by to ona utrzymywała ją w górze i to ona trzymała cały ciężar.
18 stycznia, w dniu wypadku, tuż przed godziną 9 rano, szef hali postanowił jednak odpiąć urządzenie od rusztowania. Potrzebował bowiem suwnicy do innych celów.
Spawacze
Po odpięciu suwnicy jeden z głównych spawaczy na hali miał bardzo złe przeczucia co do opartego na klockach rusztowania. W końcu jednak stwierdził on, że konstrukcja mimo wszystko jest stabilna i można przy niej pracować.
Niespełna jednak kwadrans później stało się jasne, że przeczucie go nie myliło. Rusztowanie przewróciło się, przygniatając Polaka. Przybyli na miejsce ratownicy długo prowadzili akcję reanimacyjną ofiary. Niestety bez powodzenia. Obrażenia były zbyt duże. Polak zmarł.
Porzucona
Podczas procesu na sali rozpraw wypowiadała się siostra ofiary. Ta wskazała, iż jej rodzina czuła się porzucona. Przekazała, iż firma, w której zginął jej brat, nawet nie skontaktowała się z nimi, nie złożyła kondolencji. Kierownik przedsiębiorstwa bronił się tym, iż nie miał danych dotyczących zatrudnionego (co może wskazywać, iż pracował on przez agencję pracy), dlatego też nie miał jak tego zrobić.
Kierownik firmy nie czuje się również w pełni odpowiedzialny za śmierć Polaka. Zeznał bowiem, iż on rzadko kiedy jest w firmie, a jak go nie ma, to brygadzista powinien dbać o bezpieczeństwo. Jak się jednak okazało, osoba ta nie wiedziała nawet, iż to należy do jej obowiązków i że szef tym się nie zajmuje. Mężczyzna wziął jednak winę na siebie i przyznał się, że jest za to odpowiedzialny.
Zmiana metod
Wypadek na tyle wstrząsnął zakładem, iż firma zmieniła metody pracy. Wprowadzono szereg protokołów bezpieczeństwa, by podobne wydarzenia już się nie powtórzyły. To jednak nic nie zmieniło dla prokuratury. Ta wskazuje, iż gdy doszło do wypadku, bezpieczeństwo w firmie nie było priorytetem. Oskarżyciel wskazuje, iż gdyby w zakładzie przestrzegano BHP, nic złego by się nie stało. Dlatego też domaga się grzywny od firmy w wysokości 90 000 euro, z czego 30 000 euro w warunkowym zawieszeniu. Prócz tego chce, by brygadzista, który miał rzekomo odpowiadać za bezpieczeństwo, usłyszał wyrok 200 godzin prac społecznych.
Jak do sprawy podejdzie sąd? Jaki wyrok usłyszy kierownik firmy i brygadzista? Wyrok 19 czerwca.
Źródło: AD.nl