Szalony pościg i chaos na A27

Rumuni i nietypowa pamiątka z Holandii

W sobotni poranek policja prowadziła wręcz szalony pościg na A27. Poszukiwani podążali pod prąd, uciekając przed depczącą im po piętach policją. Uciekinierzy poruszali się nie tylko pasem awaryjnym autostrady. Nie bali się również skorzystać z pobocza, a nawet przydrożnych zarośli. Wszystko, by tylko zgubić pogoń.  Funkcjonariusze w pewnym momencie nie wiedzieli już, co mają robić. Na szczęście z pomocą mundurowym przyszli świadkowie pościgu.

W sobotni poranek funkcjonariusze policji otrzymali wiadomość o tym, iż na A27 w pobliżu Eemnes pod prąd porusza się dwójka uciekinierów. Na miejsce natychmiast wysłano patrol policji. Zbiegów, dwie owce, które musiały uciec z jednego z okolicznych pastwisk, starała się złapać para policjantów. Zwierzęta bowiem szły pod prąd to poboczem, to pasem awaryjnym autostrady i istniało poważne zagrożenie, że doprowadzą one do karambolu na drodze. Do polowania na kopytne dołączył wkrótce przedstawiciel Rijkswaterstaat.

 

Policja przez długi czas nie umiała złapać uciekinierów. Sprawę załatwiła przejeżdżająca przypadkiem kobieta. 

 

Trudne działania

Pościg za dwójką owiec okazał się dużo trudniejszy niż za piratem drogowym. Pogoń miała bowiem miejsce na piechotę, a kopytne pod względem prędkości i zwrotności znacznie przewyższały ludzi. Poza tym zwierzęta, z racji swojej natury, były nieprzewidywalne. W każdym momencie mogły wybiec na autostradę, ginąc i powodując przy tym tragiczny również dla ludzi wypadek.

 

Pomoc cywilów

Zwykle podczas pościgu cywile zjeżdżają maksymalnie na pobocze, dając pracować funkcjonariuszom. Gdy jednak jedna z Holenderek jadąc autostradą widziała, co robią oficerowie, postanowiła się zatrzymać i pomóc. Pięć minut później było już po wszystkim. Kobieta bez najmniejszych problemów sama złapała obie owce, oddając je w ręce stróżów prawa, którzy byli już wyraźnie zmęczeni pościgiem.

Sposobem

Jak to się stało? To proste. Policja jest wyszkolona w łapaniu przestępców, a nie owiec. Jak powiedziała dziennikarzom AD kobieta, która zażegnała kryzys, by złapać owcę, nie należy ich gonić. Zwierzęta widząc, iż ktoś je ściga uciekały przed siebie. To ma sens, jeśli chce się je zagonić do zagrody. W przypadku pobocza autostrady nie było jednak nic, co mogłoby ten bieg zatrzymać. Kobieta więc podeszła do sprawy inaczej. Miała ze sobą krakersy, które rzuciła „kłębkom wełny”. Te widząc jedzenie, praktycznie same przyszły do kobiety. Wystarczyło tylko rzucić je zwierzętom tak, by te je widziały.  Skąd Holenderka to wszystko wiedziała? Jej ojciec po prostu hodował owce. Miała więc pojęcie jak obchodzić się z tymi zwierzętami.

Źródło: Ad.nl