Swoich się nie sprzedaje

Swoich się nie sprzedaje

Dwóch naszych rodaków zasiadło niedawno na ławie oskarżonych. Mężczyźni oskarżeni są o to, iż godzinami znęcali się nad swoim współlokatorem. Katowali go, by wymierzyć wypaczoną, swoją sprawiedliwość. Za co? Ofiara miała ich „sprzedać” pracodawcy.

Zwolnienie

49-letni Mariusz S. i 36-letni Paweł W. zostali dyscyplinarnie zwolnieni z pracy, krótko po tym, jak pewnego dnia przyszli na swoją zmianę. Duet ten wyleciał z hukiem z roboty, ponieważ był pod wpływem alkoholu. Mężczyźni nie padli jednak ofiarami przypadkowej kontroli, a donosu. Ktoś miał zadzwonić do ich szefa i powiedzieć, że mężczyźni pili przed pracą.

 

Szukanie winnych

Dwójka zbyt długo nie zastanawiała się, kto może za tym stać. Gdy wrócili do domu Hoogblokland, aby się spakować, postanowili „porozmawiać” ze swoim współlokatorem. To on, ich zdaniem, odpowiedzialny był za ich zwolnienie. Mężczyźni zdecydowali więc, iż zanim wyjadą, zemszczą się na kapusiu, ponieważ sąsiadów się nie sprzedaje. Dwójka zamknęła się ze swoją ofiarą w jednym z pokoi i przez kilka godzin katowała rzekomego konfidenta.

 

Tortury

Podczas poniedziałkowej rozprawy sądowej ofiara nazwała te godziny „piekłem”. Torturowany nie wiedział, czy wyjdzie z tego żywy. „Uderzali mnie w całe ciało i czułem duży ból. Zostałem rzucony na ziemię i pociągnięty za nogi i ręce. Próbowali mnie udusić i dostałem kolanem w szyję, przez co nie mogłem oddychać”, zeznała ofiara przed sądem w Dordrecht. Kaźnie trwały prawie trzy godziny. Po tym czasie zmęczeni kaci wyszli na chwilę z pomieszczenia, by odsapnąć. Wtedy ofierze udało się uciec przez świetlik i wezwać pomoc.

 

Proces

Gdy na miejsce przybyli policjanci zostali napastników w budynku. Obaj byli pod potężnym wpływem alkoholu. Podczas procesu W. przyznał się, iż uderzył swoją ofiarę. Zrobił to, by ta się uspokoiła. Jak bowiem stwierdził oskarżony, chciał z nim porozmawiać na temat anonimowego telefonu, a w tym momencie ofiara stała się agresywna. Jak wskazał W.,nie złapał go na gorącym uczynku, ale wiedział, iż zwolnienie to jego sprawka. Podobne zeznania składał również 49-latek. Gdy się pojawił, W bronił się przed ofiarą: „W. bronił się. Ten człowiek był agresywny i odepchnąłem go. Potem zaczął bić. Wiem, że uderzyłem go w plecy”. Oskarżeni wskazują, iż to oni są ofiarami.

 

Sąd

Prokurator, pokazując wyniki obdukcji, w tym pęknięty oczodół zastanawia się, jak takie obrażenia mogą być skutkiem obrony. Oskarżeni wskazali, iż niewiedzą jak to się stało. Wiedzą to jednak świadkowie, którzy widzieli początek awantury W., z ofiarą i to jak 36-latek po raz pierwszy uderzył pokrzywdzonego.
„Ofiara została pozostawiona jak śmieć, kiedy skończyli. Ich zbrodnia pokazuje okrucieństwo i obojętność, niezależnie od tego, czy motywowana jest nadmierną konsumpcją alkoholu, czy nie. Zachowanie wydaje się zimne i chłodne. Prosta forma sadyzmu, która bardzo przerażała ofiarę” mówił oskarżyciel, domagając się roku więzienia dla obu sprawców, tym bardziej iż używali kastetów.
Dla adwokatów to zaś zwykła bójka, a nie napaść. Nie użyto też broni. Dlatego też obrona widzi winę swoich klientów, ale uważa, że rok więzienia jest nieproporcjonalny.

Wyrok w sprawie zapadnie 21 lipca.

 

 

Źródło:  Ad.nl