Statek kontra most w Rotterdamie, czyli ciut za nisko

Co jest wytrzymalsze statek czy most? W środę wielu ludzi mogło zadawać sobie to pytanie, widząc sytuację Rhenus Duisburg zbliżającego się do mostu Willemsbrug w Rotterdamie. Kilka minut później bezsilni widzowie widzieli tylko, jak z jednostki do wody zaczęły wypadać kontenery.

O godzinie 12:45 kontenerowiec Rhenus Duisburg wpłynął pod most Willemsbrug, Jednostka, która była najprawdopodobniej przeładowana, straciła w tym miejscu trzy kontenery. Jak to się stało? Obecnie trwają badania mające przeanalizować dokładnie przebieg środowych zdarzeń. Już teraz wiadomo jednak, iż nie było żadnego zagrożenia dla ruchu morskiego i śródlądowego, jak i ludzi mieszkających i pracujących wokół Nieuwe Mass. Jednostka nie przewoziła bowiem żądnych towarów niebezpiecznych. Kontenery unoszące się na wodzie spokojnie z prądem dobiły do brzegu lub zostały tam odholowane przez służby portowe.

Przeładowana, ale nie przeciążona

Nieoficjalne informacje wskazują, iż powodem całego incydentu było przeładowanie statku, powiązane z brakiem przeciążenia. Brzmi to może dość dziwne. Marynarze ukazują jednak bardzo ciekawą sytuację. Wskazują bowiem na kontenery, które wypadły za burtę. Wszystkie one unosiły się na powierzchni. To oznacza jedno. Były albo puste, albo ich zawartość była bardzo lekka. Jeśli statek przewoził puste skrzynie, to zajmowały one dużo miejsca, ale nie stanowiły nawet ułamka dopuszczalnej ładowności jednostki. W praktyce oznacza to, że ta miała mniejsze zanurzenie. Mówiąc kolokwialnie, wystawała wyżej nad powierzchnię wody. Reszta to już tylko i wyłącznie matematyka. Ktoś pewnie obliczył, iż Rhenus Duisburg mieści się pod mostem z taką ilością kontenerów, ale brał pewnie pod uwagę to, iż będą one załadowane do pełna. Gdy zaś były puste łódź, wystawała z wody nieco wyżej, może o pół metra, może o metr, to jednak wystarczyło, by przęsło zrzuciło ze statku kontenery.

Wąskie gardło

To nie pierwszy taki wypadek, w którym statki mają poważne problemy pod Willemsbrug. Praktycznie analogiczna sytuacja miała miejsce pod mostem w kwietniu 2012 roku, kiedy to jedna z przepływających jednostek mocno przerysowała od dołu przęsło. Szkody były na szczęście niewielkie. W środę również obyło się tylko na strachu. W wyniku kolizji uszkodzonych zostało kilka lamp, kontenery zeskrobały też nieco farby. Wszystkie kable i rurociągi biegnące pod mostem wytrzymały kolizję.

Most na Nieuwe Mass to swego rodzaju wąskie gardło, które mocno ogranicza wielkość jednostek mogących żeglować na tym odcinku. Logicznym byłoby więc podniesienie przęsła lub przebudowa całej przeprawy. To jednak wiązałoby się z ogromnymi kosztami, na które Rotterdam nie może sobie pozwolić ani teraz, ani w najbliższych latach. To zaś oznacza, iż w najbliższym czasie szyprowie będą musieli nawigować praktycznie z linijką w ręce.