Stare auta do kasacji?

„Zielona Holandia” zaczyna coraz bardziej przyglądać się samochodom poruszającym się po tamtejszych drogach. Czyżby już wkrótce miałoby się okazać, że Polacy nie będą mieli tam czym jeździć?

Sprawa wygląda naprawdę niezbyt wesoło, zarówno dla kierowców, jak i dla środowiska naturalnego. Przeprowadzone niedawno badania wskazują, iż pojazdy w wieku 15 lat i starsze, czyli samochody, którymi nierzadko poruszają się Polacy w Holandii lub nawet mniej zamożni Holendrzy, których nie stać na droższe auta, generują ogromne zanieczyszczenia. Szacuje się, że maszyny te produkują 35% całkowitej emisji tlenków azotu wytwarzanej przez cały ruch drogowy w tym kraju. Najbardziej „brudne” pod tym względem są zaś silniki diesla, czyli np. popularne 1,9 TDI, montowane w wielu starych Audi czy VW Passatach.

 

Przepaść

Gdy porównujemy stare i obecne silniki spalinowe, możemy mówić o „przepaści” w emisji. Silnik na olej napędowy z 1999 roku produkuje sześć razy więcej azotu niż obecne jednostki. Jeśli zaś taki typowy ropniak porównamy ze współczesnymi jednostkami benzynowymi, okaże się, że silnik ten jest aż 10 razy brudniejszy. To zaś oznacza, że w ciągu roku jeden stary diesel wyprodukuje tyle samo szkodliwych dla środowiska gazów i cząsteczek stałych co dziesięć jeżdżących z taką samą częstotliwością nowych samochodów osobowych.

Taki stan rzeczy przekłada się na bardzo przygnębiające statystyki. Blisko 35% emisji azotu i 50% emisji cząsteczek stałych na holenderskich drogach pochodzi z samochodów wyprodukowanych przez 2004 rokiem. Można więc powiedzieć, że nie jest tragicznie, ponieważ jest to nawet połowa emisji. Niestety za to 35% i 50% emisji szkodliwych substancji odpowiada jedynie 17% jeżdżących po holenderskich drogach maszyn. Tak obecnie zaledwie 17 pojazdów na 100 w Niderlandach jest starszych niż 15 lat, ale to one powodują połowę obecnych drogowych zanieczyszczeń.

17% pojazdów w Holandii odpowiada za 50% emisji cząstek stałych produkowanych przez tamtejsze pojazdy.

Po drogach krainy tulipanów porusza się 1,2 miliona pojazdów wyprodukowanych przed 2004 rokiem. Nie są to niestety stare zabytkowe Mustangi, czy inne oldsmobile wyciągane z garażu tylko na specjalne okazje. Większość z nich to konie robocze, pokonujące co najmniej 10 000 km rocznie, zatruwając holenderskie środowisko.

 

Nowe rozwiązania

Sytuacja ta powoduje, że kwestia czym jeżdżą obywatele, coraz bardziej interesuje holenderskich polityków. W najbliższych dniach władze zamierzają rozpocząć rozmowy o szybkiej i drastycznej redukcji azotu pochodzącego z rur wydechowych pojazdów. Oprócz zapisów prawnych, dotyczących np. maksymalnych prędkości, powraca kwestia krajowego programu złomowania pojazdów.

Dekadę temu władza wprowadziła już taki program, mający na celu oczyszczenie ulic ze „starych wraków”. Wtedy to dzięki dopłatom (maksymalnie 1000 euro) i wielu licznym promocjom, mieszkańcy Holandii pozbyli się 80 tysięcy „kopciuchów”. Rozwiązanie to sprawdziłoby się pewnie i obecnie. Problem jednak w tym, że jest to na tyle skomplikowane i wieloetapowe przedsięwzięcie, że nie można go wprowadzić natychmiast. Nakaz złomowania musi się bowiem łączyć, np. z potężnymi zniżkami na nowe lub używane pojazdy oraz tym, że kupując kolejną maszynę, kierowca nie weźmie znów „kopcącego starucha”. Kwestia ta to również potężne dofinansowania dla najbiedniejszych, którzy nie wymieniają samochodu, bo ich na to po prostu nie stać. Wreszcie taki program to miliony euro z budżetu państwa. Opisywana tu edycja sprzed dekady to 85 000 000 euro budżetowych dotacji dla kierowców. Tak duży zaś wydatek trzeba wcześniej zaplanować w budżecie.

Wszystko to oznacza, iż szybciej możemy się spodziewać kolejnych ograniczeń prędkości czy stref tylko dla samochodów elektrycznych, niż dofinansowania zakupu nowych aut w Holandii.