Spalili Polakom dom, gdy ci pojechali na wakacje

Ogromny pożar na parkingu Schiphol w Rijsenhout

Dom, to nasza ostoja, bezpieczne miejsce, do którego możemy zawsze wrócić. To schronienie jednak brutalnie zabrano polskiej rodzinie w Ter Aar. Gdy oni byli na wakacjach, nieznani sprawcy podpalili ich dom. W efekcie nasi rodacy stracili nie tylko dobytek życia, ale też i dach nad głową.

Policja jest praktycznie pewna, iż pożar, który w niedzielne popołudnie strawił dom Polaków, efekt podpalenia. Sytuacja ta to wielki problem nie tylko dla naszych rodaków, którzy, gdy doszło do tragedii byli na wakacjach, ale też dla właścicieli nieruchomości, którzy wynajmowali domek przybyszom ze wchodu.

Właściciele nieruchomości mają farmę i lodziarnię na Ringdijk w Ter Aar. Jak przekazała holenderskim dziennikarzom z AD Manon Kroft (właścicielka budynku) jeden z przechodniów powiadomił ich, że widział dym pojawiający się za ich gospodarstwem. Kobieta natychmiast pojechałaby to sprawdzić. Zadzwoniła też pod 112. Gdy po paru minutach dotarła na miejsce, ujrzała przerażający widok. Jak powiedziała dziennikarzom „płomienie już rozprzestrzeniły, i były wszędzie”.

 

Trudna akcja

Na miejsce wezwano trzy wozy bojowe straży pożarnej. Jednostki przez kilka godzin gasiły ponad stuletni budynek z kamienia i drewna. Akcja gaśnicza była dość kłopotliwa, ponieważ domek stał w trudnodostępnym miejscu. Prowadziła bowiem do niego tylko wąska ścieżka od Westkanaalweg. W efekcie dotarcie do budynku z ciężkim sprzętem zajęło strażakom trochę czasu.
Skutkowało to tym iż akcja ograniczyła się bardziej do dbania o to, by ogień nie rozprzestrzenił się dalej. Domu po prostu nie dało się uratować i wątpliwe, iż da się go odbudować.

 

Koszmarny powrót z wakacji

Zdaniem właścicielki nieruchomości to na 100% było włamanie i podpalenie. W domu bowiem mieszkał ich pracownik, Polak z dwiema córkami. Rodzina wyjechała na wakacje i miała niedługo wrócić. Teraz niestety nie mają do czego. Skąd Holenderka wie, iż do czasowo pustego budynku weszli złodzieje? Jak wskazuje, mężczyzna wyjeżdżając, zawsze wyłączał dla bezpieczeństwa zarówno prąd, jak i gaz. W pogorzelisku było widać, iż wszystkie wtyczki były wyjęte z gniazdek. Podobne zdanie ma po wstępnych oględzinach również policja. Funkcjonariusze prowadzą jeszcze śledztwo, ale nic nie wskazuje na to, iż miał to być nieszczęśliwy wypadek.

 

Zatarcie śladów

Zdaniem właścicielki nieruchomości wszystko układa się w sensowną całość. Już w przeszłości na dużym terenie gospodarstwa musieli mierzyć się z włamywaczami. Teraz jej zdaniem złodzieje liczyli na łatwy łup z domku na uboczu. Gdy jednak stało się jasne, że Polacy zabrali ze sobą drogie rzeczy osobiste, takie jak telefony czy laptopy i nie udało im się znaleźć cennych łupów, z wściekłości lub dla zatarcia śladów podpalili dom. Czy jednak tak było faktycznie? Trzeba poczekać na oficjalny raport ze śledztwa.

 

 

Źródło:  Ad.nl