Smuty koniec napadu na bank

Ojcieca z Ruinerwold otrzyma 100 000 euro

Zastanawiałeś się kiedyś, co byś zrobił, gdybyś obrabował bank? Okazuje się, że wyobrażenia są zgoła inne niż rzeczywistość. Przekonała się o tym holenderska policja łapiąc mężczyznę ściganego międzynarodowym listem gończym.

Napad na bank

Wielu z nas wyobraża sobie napad na bank, jak scenę z filmów akcji, gdzie złodzieje uciekają z workami pełnymi pieniędzy. Cała historia kończy się zaś gdzieś w ciepłym kraju, gdzie rabusie siedzą pod palmami, popijają drinki z palemką i cieszą się, iż dzięki jednemu skokowi mogą pławić się w luksusach do końca życia. W rzeczywistości powinno nie być zresztą o wiele trudniej. Wystarczy uciec z kraju do jakiegoś państwa, z którym nie ma podpisanych omów o ekstradycje. Tam "dać w łapę" lokalnym władzom, wyprać za ich pomocą pieniądze i żyć w dobrobycie. Proste? Otóż niekoniecznie.

Sklepowy złodziej

Okazuje się bowiem, że sytuacja potrafi wyglądać zgoła inaczej. Przekonali się o tym funkcjonariusze policji z Rotterdamu podczas zatrzymania jakiego dokonali w nocy z soboty na niedzielę, w dzielnicy Berkel i Rodenrijs.

Złodziej, który dokonał napadu na bank został przyłapany na kradzieży jedzenia ze sklepu.

 

Policjanci zostali wezwani do sklepu z powodu tego, iż ochrona zatrzymała drobnego sklepowego rabusia. Człowiek ten został zatrzymany, gdy chciał wynieść ze sklepu nie jakieś drogocenne dobra takie jak elektronika, perfumy czy środki higieniczne, a zwykłe tanie produkty spożywcze. Obsługa sklepu zobaczyła bowiem jak mężczyzna chowa po kieszeniach najzwyklejsze w świecie gruszki i jabłka. Łupem złodzieja padło więc jedzenie, którego wartość nie przekraczała paru euro. Rabuś tłumaczył się, że to co zrobił, to z racji głodu i nie chciał nikomu wyrządzić wielkiej krzywdy i zabrał tylko tyle by nasycić swój żołądek. Polityka sklepu polegała jednak na niepobłażaniu żadnemu przestępcy, na miejscu więc zjawiła się policja.

Niespodzianka

Służby mundurowe podeszły do sprawy dość łagodnie. Kradzież jedzenia z powodu głodu to nadal kradzież, ale jednak w ludzkim sumieniu traktuje się ją bardziej pobłażliwie niż taką mającą na celu wzbogacenie się. Policjanci chcieli więc zakończyć postępowanie zwykłym mandatem z racji na „nikłą szkodliwość społeczną czynu”, do tego jednak musieli poznać dane zatrzymanego. Gdy wprowadzili imię i nazwisko mężczyzny do systemu, wyświetliła się przy nim duża adnotacja. Mundurowi początkowo nie wierzyli własnym oczom. Okazało się, iż człowiek, który chwilę wcześniej starał się ukraść jabłko w sklepie to poszukiwany międzynarodowym listem gończym przestępca. Co zaś najdziwniejsze nie ścigano go za zabójstwo, rozboje czy gwałty, a za napad na bank w Niemczech. Po tych rewelacjach mężczyzna nie mógł już liczyć na mandat. Na jego rękach natychmiast pojawiły się kajdanki, a on sam trafił do policyjnego aresztu, gdzie oczekuje na deportacje do Niemiec.

 

Funkcjonariusze nie podają dokładnych informacji, kiedy i w jakim landzie miało dojść do napadu. Policjanci nie informują również, czy i ile gotówki udało się zabrać podczas tego skoku. Wiele wskazuje jednak na to, iż nie były to zbyt duże sumy, skoro obecnie przestępca musiał kraść z głodu.