Śmiertelnie niebezpieczne kleszcze przy holenderskiej granicy

15% szans na ciężką chorobę

Wczoraj pisaliśmy o komarach, które na skutek ocieplania się klimatu w niedługim czasie mogą roznosić w Holandii tropikalne choroby. Okazuje się jednak, że o ile komary to problem na przyszłość, tak już teraz do bram Niderlandów „puka” realnie dużo większe owadzie zagrożenie.

W Niemczech, niedaleko holenderskiej granicy w Dolnej Saksonii i Geldern tamtejsze służby weterynaryjne namierzyły w stadninach koni kleszcze. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż owady te są blisko trzy razy większe od tych powszechnie znanych w Europie, a gdy insekty te się najedzą, dysproporcja ta robi się jeszcze większa. Wiele osób, które widzi je po raz pierwszy myśli, że ma przewidzenie. Jego ogromne gabaryty powodują, że często nazywany jest kleszczem z horroru.

 

Gigantyczne kleszcze znalezione przy holenderskiej granicy

 

To nie horror to rzeczywistość

Pajęczak ten, to jednak nie zwierzę z filmu grozy, czy naukowy eksperyment, który wyrwał się spod kontroli. Owad ten, to kleszcz z gatunku Hyalomma, zwany potocznie kleszczem tropikalnym. Insekty te, jak sama nazwa wskazuje, pochodzą z tropików, głównie z gorących rejonów Afryki i Azji. Przybywają one do Europy czasem z ptakami wędrownymi lub schowane w bagażu nieświadomych turystów. Nie ma w tym nic niezwykłego i nikt nie powinien się niepokoić. Problem jednak w tym, iż te owady były zbyt duże.

 

Zmiany klimatu powodem problemów

Wielkość znalezionych osobników była zupełnie inna niż zwykle. Sprawę zaczął więc badać zespół Naukowy z Uniwersytetu Hohenheim. Już ich pobieżne obserwacje wprawiły biologów w osłupienie. Analizując cykl życiowy znalezionych kleszczy, okazało się, że są one zbyt duże, zbyt „dorosłe” jak na tak wczesną porę roku. W takiej formie nie mogłyby być przyniesione przez ptaki lub nawet przez ludzi. Wszystko to zaś oznacza, że owad ten musiał być tu wcześniej. Niby nie jest to nic nadzwyczajnego. Problem jednak w tym, że to by oznaczało, że z sukcesem przezimował w Niemczech. To zaś może stanowić poważny powód do niepokoju. Wcześniejsze owady przyniesione do tej części Europy na ptasich skrzydłach, ginęły wraz z mrozami. Teraz na skutek zmian klimatycznych są one w stanie przezimować. Kwestia zimowania jako taka, nie jest problemem, gdy mówimy o 6, 10 czy nawet 60 osobnikach. Jednak to, że owady te są w stanie przetrzymać zimę, oznacza również że mogą się swobodnie rozmnażać. Cykl życia takiego owada trwa 3 lata. W ciągu tego okresu samica wielokrotnie składa jaja, których liczba może dochodzić do 6 tysięcy. Co to oznacza dla człowieka?

 

Nie ma się czego bać?

Według holenderskiego National Institute for Public Health and the Environment nie ma się czego obawiać, ponieważ wszystkie znalezione osobniki nie były nosicielami groźnych chorób. Czy to jednak powinno nas uspokoić? Problem wydaje się być dużo poważniejszy. Być może w ciągu kilku lat Niemcy i Holandię oraz sąsiednie kraje dopadnie plaga tropikalnych kleszczy, które jako gatunek ekspansywny nie będzie mieć zbyt wielu wrogów w środowisku naturalnym. Faktem jest, że potomstwo znalezionych w Niemczech owadów byłoby zdrowe, ale nie można zapominać, że co roku wraz z ptakami do Europy przybywają w ten sposób tysiące owadów. Więc tylko kwestią czasu jest, aż chore osobniki pojawią się w tej nowej populacji. To zaś skutkować będzie tym, iż w końcu choroby przez nich przenoszone trafią na ludzi.

 

Owady te roznoszą chorobę mogącą poszczycić się 40% śmiertelnością.

 

Chorobotwórczy koktajl

Ukąszenie naszego europejskiego kleszcza może nieć za sobą bardzo poważne konsekwencje. Ich tropikalni kuzyni, do znanej już w Europie palety chorób odkleszczowych, dodają jeszcze gorączkę krwotoczną krymsko-kongijską. Jest to choroba zakaźna, wywoływana wirusem przenoszonym przez te owady. Zarażona nią osoba może zaś rozprzestrzenić patogen drogą kropelkową lub przez kontakt bezpośredni, w tym i przez płyny ustrojowe. Choroba zaczyna się od bardzo wysokiej temperatury i dreszczy. Wkrótce potem pojawiają się problemy z układem pokarmowym. Wymiotom i biegunce często towarzyszy żółtaczka. Człowiek bardzo mocno się odwadnia, spada również jego ogólna masa ciała. Często na ciele chorych tworzą się duże krwawiące wybroczyny, które powodując utratę krwi, dodatkowo osłabiają pacjenta. Wszystko to prowadzi do bardzo wysokiej śmiertelności, dochodzącej do nawet 40%.

Sytuacji nie poprawia również wiedza zachodnioeuropejskich lekarzy. Wielu z nich nie mając nigdy styczności z tego typu patogenem, może zastosować błędne leczenie lub pomylić gorączkę, dreszcze i wymioty z grypą żołądkową. Wszystko to może doprowadzić do sytuacji, iż fachowe leczenie i kuracja przyjdzie, gdy już będzie za późno.