„Równoległe społeczeństwo”, czyli polscy dyplomaci o życiu rodaków w Holandii
Ciągłe wykorzystywanie Polaków, złe warunku mieszkaniowe i wykluczenie poza nawias społeczeństwa. Polscy dyplomacji krytykują holenderskie gminy za lata zaniedbań wobec naszych obywateli w jednym z wywiadów dla holenderskich mediów.
Polski ambasador Marcin Czepelaka i konsul generalny Renata Kowalska bardzo często stykają się z tragiczną sytuacją naszych obywateli w Niderlandach. Oto kilka najczęstszych problemów, o których informują robotnicy tymczasowi naszych dyplomatów Polacy w Holandii.
Elastyczne prawo
Jedną ze spraw, z którą najczęściej borykają się pracownicy tymczasowi w Holandii, jest tamtejsze prawo pracy. Ambasador wielokrotnie ostrzegał już naszych rodaków, by uważali na nieuczciwe agencje zatrudnienia. Wszystko dlatego, że one doskonale znają się na tamtejszym prawie i wiedzą, jak wykorzystać każdą lukę lub niejasność w przepisach. Chodzi tu głównie o nieścisłości związane z pracą tymczasową, samozatrudnieniem, czy umowami czasowymi. Dzięki tej wiedzy pośrednik może zarabiać tysiące euro kosztem naszych obywateli pracujących za minimalne stawki w Holandii. Mało kto jednak jest w stanie im się przeciwstawić, ponieważ jak wspominają dyplomaci, Polacy po prostu boją się zwolnień i bezdomności.
Wielu naszych rodaków szuka ratunku w konsulacie lub ambasadzie RP w Holandii.
Skoro zaś mowa o bezdomności, to polski konsulat w Niderlandach bardzo często odbiera telefony od gastarbeiterów w trudnej sytuacji. Podczas krótkiej rozmowy ludzie proszą o pomoc, ponieważ zostali oszukani. Gdy byli jeszcze w Polsce obiecywano im darmowe noclegi, będąc zaś na miejscu, okazywało się, że muszą zapłacić za nocleg lub uiścić wysoką bezzwrotną kaucję. Zdarza się również, że po przybyciu do królestwa wykonują zupełnie inną pracę niż ta, którą mieli gwarantowaną w umowie.
Samorządy nie widzą problemu
Innym problem, o którym wspomina ambasada, jest bierność samorządów. Gminy w Holandii bardzo często nie chcą widzieć tragedii Polaków. Liczą, że odwracając wzrok, unikną problemu, a obywatele RP jakoś poradzą sobie sami. Potwierdzeniem tej tezy może być pożar w Kwadijk z 2017 roku. Żywioł strawił wtedy pensjonat, w którym mieszkało około 70 pracowników tymczasowych. Wszyscy z dnia na dzień stali się bezdomnymi. Wtedy też okazało się, że nikt z pogorzelców nie był zarejestrowany w Miejskiej Bazie Danych Osobowych (BRP), ponieważ gmina nie była tym zainteresowana. To zaś spowodowało, że podczas akcji ratowniczej strażacy nie wiedzieli nawet dokładnie, ilu ludzi może znajdować się w budynku.
„Równoległe społeczeństwo”
Polski ambasador, w wywiadzie, zwraca również uwagę na powstanie „równoległego społeczeństwa”. Wskazuje tu na ogromną stygmatyzację naszych obywateli, wykonujących nierzadko najcięższą pracę w Holandii. Ciągły strach przed zwolnieniem. Problemy z porozumieniem się z lokalną społecznością. Ostracyzm spowodowały bardzo negatywną opinią o naszym narodzie, widoczny choćby nawet w potocznym słownictwie.(Na przykład często nie mówi się o hotelach robotniczych, ale o „polenhotelach”.) Wszystko to prowadzi do tego, że nasi rodacy, pomimo iż w teorii żyją w holenderskim społeczeństwie, to w praktyce są poza nim, nawet pomimo prób integracji.
Naiwność
Przyczyną wielu problemów naszych obywateli w Niderlandach jest również ich własna naiwność. Nieraz ludzie, ci jadąc do pracy, podpisują podawane im umowy. W swojej łatwowierności wieżą w każde słowo agenta pośrednictwa pracy. Nie zastanawia ich, że podpisując umowę w języku niderlandzkim, nie wiedzą, co tam tak naprawdę jest napisane. Później zaś, gdy dochodzi do problemów, często sami widząc jaki błąd popełnili, boją się do niego przyznać i dają się wykorzystywać.