Ciężko ranny kierowca godzinami uwięziony we wraku auta
To była jedna z wielu lokalnych dróg. W pewnym momencie jadący nią kierowca zauważył leżące na drodze gałęzie. Mężczyzna zwolnił, by ominąć przeszkodę. Będąc zdziwiony skąd się ona wzięła, skoro nie było wiatru, zaczął rozglądać się na boki. W ten sposób uratował zdrowie innego kierowcy.
Ciekawość sprawiła, iż kierujący spojrzał na pobocze. Tam zaś zobaczył rozbity samochód, który zatrzymał się na pniu. Najprawdopodobniej to właśnie siła uderzenia pojazdu sprawiła, iż z drzewa odłamało się kilka gałęzi.
Wiele wskazuje na to, iż czarny pickup wypadł z drogi w nocy z poniedziałku na wtorek i zatrzymał się na drzewie, przy drodze w okolicy Twello. Najprawdopodobniej przyczyną wypadku było niedostosowanie prędkości do warunków panujących na drodze. W nocy w tym rejonie padał bowiem deszcz i nawierzchnia była śliska. Pechowy kierowca, hamując na łuku drogi, musiał stracić panowanie nad kierownicą i wpaść w poślizg, który zakończył się na poboczu.
Ślizgawka
Jak bowiem wskazują policjanci, nawet lekki deszcz po długim okresie suszy potrafi być śmiertelnie groźny. Tworzy on bowiem z pyłem i kurzem na asfalcie niewidoczną dla kierowcy maź, swoiste błoto, na którym pojazd potrafi się ślizgać jak na oblodzonej nawierzchni.
Auto kontra drzewo
Mimo, iż kierowca prowadził dużego pickup’a, pojazd ten nie miał szansy z grubym pniem drzewa. Auto zatrzymało się jak podczas zderzenia ze ścianą. Prędkość samochodu nie była największa, mimo to przeciążenia i gnąca się podczas wypadku karoseria sprawiły, iż kierowca nie tylko został ciężko ranny, ale również uwięziony we wraku swego auta. Stan poszkodowanego był tak zły, iż na miejsce ściągnięto nie tylko karateki i straż pożarną, ale i zespół lotniczego pogotowia ratunkowego.
Godziny
Tym, co dodatkowo wpływało na stan ofiary, był czas. Świadek, który odkrył rozbity pojazd, natychmiast wezwał służby. Strażacy rozcinający pojazd, by uwolnić kierowcę stwierdzili jednak, iż blok silnika był zimny. To zaś oznaczało, iż od wypadku na Oude Wezeveldseweg musiało minąć naprawdę dużo czasu.
Wiele więc wskazuje, iż gdyby nie ciekawość świadka, mężczyzna z pickup’a mógłby nie przeżyć. Droga ta była bowiem rzadko uczęszczana, a karetka wezwana nawet kilkadziesiąt minut później mogłaby już nie być w stanie pomóc ofierze.
Źródło: AD.nl