Przechodnie ratują tonącą Polkę w Amstelhoek

Niemiecki bohater z toni Waal

W środowy poranek przechodnie idący do pracy usłyszeli krzyk w nieznanym języku. Chociaż ludzie nie byli w stanie zrozumieć słów jasne było, iż dzieje się coś złego. Co gorsza, odgłos ten dochodził z wody przy Amstelkade w Amstelhoek.

Najnowsze wiadomości z Holandii, przekazane przez pogotowie i straż pożarną, mówią o niebezpiecznym incydencie, który miał miejsce około 7:30 rano na Amstelkade. Z nieznanych dotąd przyczyn rowerzystka jadąca najprawdopodobniej do pracy, straciła kontrolę nad swoim jednośladem. Trudno powiedzieć czy zawiniła chwila nieuwagi, czy śliska nawierzchnia lub przeszkoda na drodze, efekt był jednak tragiczny. Rowerzystka znalazła się w lodowatych wodach Amstel.

 

Wołanie o pomoc

Szczęściem w nieszczęściu dla ofiary było to, że całe zdarzenie miało miejsce przy dość ruchliwej o tej porze dnia trasie. Przechodnie i inni rowerzyści słysząc rozpaczliwe krzyki kobiety, natychmiast namierzyli ją w wodach kanału i ruszyli z pomocą. Praktycznie wszyscy mieszkańcy Królestwa Niderlandów umieją pływać (większość uczy się tego w szkole), więc ludzie nie mieli oporów, by zbliżyć się do toni, a nawet wejść do niej. Gdy jedni starali się wyciągnąć kobietę z wody, inni dzwonili pod numer 112, by powiadomić służby ratunkowe.

 

Bariera językowa

Gdy pogotowie i straż pożarna przybyły na miejsce, okazało się, że największe zagrożenie już minęło. Świadkom zdarzenia udało się bowiem bezpiecznie wyciągnąć rowerzystkę z wody. Kobieta była przemoknięta, zmarznięta, ale bezpieczna. Pojawił się jednak pewien problem. Jak wskazują najnowsze wiadomości z Holandii, uratowana była Polką. Kobieta na skutek nieznajomości niderlandzkiego lub z powodu najzwyklejszego stresu nie potrafiła porozumieć się z wybawcami ani służbami medycznymi.

 

Dziecko

Ta sytuacja spowodowała potężną konsternację wśród zebranych. Nikt nie był bowiem pewien, czy z tyłu na rowerze nie podróżowało jeszcze małe dziecko. Niektórym wydawało się bowiem, iż rower Polki miał siodełko dla malucha. Aby rozwiać wątpliwości, do akcji momentalnie przystąpili strażacy. Weszli oni do wody penetrując feralny odcinek w poszukiwaniu dziecka. Malca nie udało się znaleźć, ponieważ szczęśliwie nie było go na rowerze. Kąpiel strażaków zakończyła się więc tylko wyciągnięciem zatopionego roweru na brzeg.