Pracownicy delegowani wykorzystywani w Niderlandach
Rada do Spraw Migracji wskazuje, iż zagraniczni pracownicy nadal padają ofiarami ogromnego wyzysku. Nadal ich warunki płacowe i zakwaterowania urągają ludzkiej godności. Nadal są zastraszani i wykorzystywani. Co jednak ciekawe nie chodzi tu o gastarbeiterów z Polski czy innych krajów naszej części kontynentu. Cierpią pracownicy delegowani z Azji, a w tej kwestii, zdaniem Holendrów, to właśnie my jesteśmy tymi złymi.
Holandia bez winy
Jak bowiem zauważają Holendrzy, Polacy i inni pracownicy migrujący narażeni są na ryzyko wyzysku, jeśli pracują za pośrednictwem zagranicznych agencji pracy. Jest to poniekąd prawda, bo agencje te nie są poddawane holenderskim kontrolom. Sytuacja migrantów z naszej części kontynentu z roku na rok na szczęście się jest coraz lepsza. Dlatego też tym razem Radzie do Spaw Migracji nie chodzi o pracowników migrujących z UE, a z krajów położonych dużo dalej, którzy pracują w Holandii dzięki na przykład delegacji z Polski.
Polskie agencje
Jak rozumieć kwestie problemów z zagranicznymi agencjami? Rada pokazuje tu przykład polskiej agencji pracy, która w 2022 roku wysłała do Holandii 90 tysięcy pracowników migrujących. ¼ tej puli stanowili pracownicy spoza UE, np. z Bangladeszu. Byli to pracownicy delegowani. Na tego typu kadry chętni byli pracodawcy, ponieważ ludzie ci byli tańsi od Polaków. Cześć przedsiębiorstw godziło się więc na takie dziwne konstrukcje zatrudnienia, gdzie to unijna agencja nie oferuje unijnych kadr.
Wyzysk
Gdzie tu jednak wyzysk? Ludzie z Azji ściągani przez polskie czy inne europejskie agencje pracy zwykle nie znają holenderskich przepisów. Nie są oni świadomi tego, że powinni otrzymywać takie samo jak Holendrzy wynagrodzenie, często zarabiają więc mniej, niż powinni. Nierzadko też stosowane są skomplikowane przepisy dotyczące pracowników delegowanych, które są jeszcze dodatkowo sztucznie rozbudowywane, tak by utrudnić inspektorom ich dokładną analizę. W efekcie pracownicy są czasem delegowani z kraju, w którym nigdy ich nie było (czyli np. nigdy wcześniej nie pracowali w Polsce, z której byli delegowani przez agencję dalej).
„To model przychodów dla firm. W wyniku praktyk delegowania pracownicy migrujący są traktowani jak obywatele trzeciej kategorii. Pracodawcy czasami celowo tworzą nieprzejrzyste warunki, otwierając w ten sposób drzwi do wyzysku pracowników” – mówią przedstawiciele Rady dziennikarzom Nu.nl.
Trudny los
W efekcie tego typu pracownicy pochodzący z Wietnamu czy Indii delegowani przez np. polskie firmy pracują za grosze i żyją często w warunkach urągających ludzkiej godności. Ich los przypomina to, co przeżywali Polacy jeszcze kilkanaście lat temu, gdy wyjazd do pracy w Holandii był wielką niewiadomą. Ludzie ci bez znajomości przepisów, języka i dziesiątki tysięcy kilometrów od domu, boją się podnieść głowę, by walczyć o swój los, co skrzętnie wykorzystują naciągacze.
Działania
Dlatego też Rada proponuje ograniczenie elastycznych umów o pracę, tak by, np. obywatel Bangladeszu miał stałą płacę. Ponadto chce, by władze przyjrzały się zagranicznym agencjom rekrutującym dla branży mięsnej, budowlanej, przemysłu i logistyki. By to jednak było możliwe, rząd powinien przeznaczyć więcej pieniędzy na tego typu działania.
Poziom wyżej
Wreszcie władze w Hadze powinny umiędzynarodowić problem i rozmawiać o kwestii pracowników delegowanych spoza UE na forum Unii Europejskiej. Wszystko po to, by ukrócić bezkarność agencji pracy, które zbijają majątki na często wręcz niewolniczej pracy tego typu zatrudnionych. Czy tak się jednak stanie? Holandia, mimo że z jednej strony przejmuje się losem pracowników migrujących i delegowanych, z drugiej nie może sobie pozwolić, aby ich nagle w kraju zabrakło i tak obecnie ma bardzo dużo wakatów. Pytanie więc, czy rząd będzie chciał faktycznie rozwiązać ten problem, czy też będzie stwarzać tylko pory, że coś robi w tej sprawie.
Źródło: AD.nl