Polska „apteka” w Laak
Jeden z polskich supermarketów w Laak miał ostatnio pewne problemy. Wszystko z powodu oferowanych tam produktów, które w Holandii można znaleźć tylko w aptece.
Całe zdarzenie miało miejsce w sobotę, niemniej jednak służby poinformowały oficjalnie o całym zajściu dopiero we wtorek.
Około godziny 18:30 grupa ludzi wysiadła z zaparkowanej nieopodal sklepu furgonetki. Kilka kobiet i mężczyzn udało się szybkim krokiem do polskiego sklepu. Nie chcieli oni jednak zdążyć zrobić zakupów przez zamknięciem. Wszyscy należeli bowiem do grupy HEIT, czyli Haskiego Zespołu Interwencji Gospodarczej. W jego skład wchodzą funkcjonariusze policji, przedstawiciele służb celnych, a także Holenderskiego Urzędu Bezpieczeństwa Żywności i Produktów Konsumenckich (NVWA), oraz miejskiego departamentu spraw społecznych i zatrudnienia (SZW).
Nalot ten wprawił w zdumienie kasjera, jak i klientów. Ludzie stojący przy kasie jak najszybciej płacili za zakupy i wychodzili ze sklepu. Inni postanowili, że przyjdą innym razem. Nikt bowiem z gości lokalu nie wiedział dokładnie co się dzieje.
Kontrola
Gdy sklep został „oczyszczony” z klientów, rozpoczęła się kontrola. Przedstawiciele służb celnych i administracyjno-skarbowych od razu udali się na zaplecze do biura, by zapoznać się z całą dokumentacją handlową placówki. Podobnie uczynili urzędnicy odpowiedzialni za kwestie społeczne i zatrudnienie. Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności i Produktów Konsumenckich (NVWA) zaczął zaś lustrować towary na sklepowych regałach w poszukiwaniu nielegalnych produktów.
Polaku lecz się sam
NVWA nie musiała nawet długo przetrząsać sklepu. Praktycznie zaraz przy wejściu, przy samej kasie znajdowała się półka z medykamentami. Podobnie jak w wielu sklepach w ojczyźnie można było znaleźć w placówce w Laak wiele popularnych lekarstw. Wiadomo, Polak nie ufa lekarzowi z NFZ, a na prywatne wizyty decyduje się tylko w ostateczności. Dlatego też często grypę, przeziębienie czy zwykłe bóle głowy leczymy lekami bez recepty. Te są wiec dostępne w każdym nawet małym sklepiku. Nie inaczej było też w kontrolowanej placówce.
Po polsku
Problem jednak w tym, że lekarstwa te były w pudełkach z polskimi nazwami. Niby nie ma w tym nic dziwnego, w końcu to polski sklep. Niemniej jednak według holenderskiego prawa leki muszą mieć również na opakowaniach holenderskie nazwy. Nawet jeśli to jest aspiryna, która praktycznie w każdym języku nazywa się tak samo. W przeciwnym razie środki te są nielegalnie sprzedawane. Ponadto w Holandii sprzedażą nawet takich najprostszych medykamentów powinien zajmować się certyfikowany pracownik. Właściciel sklepu miał więc problem.
Problem z nazewnictwem był jednak tylko początkiem „medycznych problemów”. Gdy służby zaczęły bliżej przyglądać się specyfikom odkryli, iż na półkach znajdują się antybiotyki w tym np. Fenoksymetylopenicylina. W polskim sklepie znaleziono również lek do leczenia trądziku, który w Holandii dostępny jest tylko na receptę. Środek ten bowiem niewłaściwie stosowany może być niebezpieczny dla zdrowia i jest zabroniony do użytku kobietom w ciąży.
Dodatkowy zysk
Śledczy z jednej strony wypominają sklepom, jak ten skontrolowany w piątek, niezgodności i nakładają na nie kary finansowe. Z drugiej jednak rozumieją przedsiębiorców. Leki mogą przynieść duży zysk. Zwłaszcza w sklepach takich jak ten. Polak czy inny obcokrajowiec chętniej kupi nawet nieco droższe, ale znane ze swojego kraju leki w okolicznym sklepie, niż pójdzie do lekarza lub apteki, gdzie oprócz swojej choroby będzie musiał walczyć z nieznajomością języka.
Polacy są grzeczni
Przeprowadzona kontrola, oprócz leków wykazała parę innych drobnych problemów, jak np. popielniczka z niedopałkami w środku lokalu. Wszystko to jednak zdaniem służb HEIT to tylko niewinne igraszki. W niektórych skontrolowanych sklepach (nie ma znaczenia czy prowadzonych przez Polaków, Czechów, czy Holendrów), dochodziło do sprzedaży nielegalnych papierosów. „Fajki spod lady” nie były tam jednak sposobem na zarobek nieuczciwego pracownika, a pełnoetatową działalnością ściśle powiązaną ze światem przestępczym. To właśnie tego typu przypadki są głównym celem nalotów. W polskim sklepie jednak nic takiego nie miało miejsca.