Polak z koronawirusem uwięziony w Holandii

Nasz rodak, pracownik tymczasowy w Holandii najprawdopodobniej zakaził się COVID-19. Wirus spowodował, iż człowiek ten znalazł się w pułapce. Polak z koronawirusem jest dosłownie uwięziony nie tyle w Holandii, co nawet w starym klasztorze, w Kaatsheuvelse Erasstraat.

Holenderskie media, między innymi dzięki krzykowi, jaki podnieśli nasi rodacy w Niderlandach i coraz efektywniejszym działaniom związków zawodowych, powoli zaczynają przejmować się losem dziesiątek tysięcy pracowników migrujących w swoim kraju. Coraz głośniej mówi się również o naszych rodakach, którzy nierzadko są pozostawiani przez pracodawców na pastwę COVID-19. O ich trudnym losie informował ostatnio portal AD, opisując los Polaka z koronawirusem, Pana Mariusza z Volkskrant.

Klasztorne mury

Nasz rodak został bowiem pozostawiony sam sobie. Na chwilę obecną jest niemal pewne, iż człowiek ten zakaził się koronawirusem. Występują bowiem u niego prawie wszystkie objawy. Niemniej jednak nie przeszedł jeszcze testów. Polak mieszka obecnie w byłym klasztorze w Kaatsheuvelse Erasstraat. Pokój, w którym mieszka, tak jak kiedyś było w opactwie, znów stał się celą. Zamiast jednak zakonnika przebywa w niej Polak z koronawirusem. Na szczęście „cela” ta jest pojedynczą. Podejrzenia co do patogenu u naszego obywatela spowodowały, że Pan Mariusz może „cieszyć się”, iż w tych małych czterech ścianach jest sam. Zwykle pomieszczenia te zamieszkiwały bowiem nawet trzy osoby. W tym wypadku postanowiono zrobić jednak wyjątek, by nie narażać innych mieszkających tam ludzi na zakażenie.

 

I to, by było na tyle

Można więc powiedzieć, że Polak z koronawirusem został potraktowany tak, jak potraktowany być powinien. Problem jednak w tym, iż oprócz osobnej celi nie otrzymał on nic, żadnej pomocy. Jak pisze AD. Nasz rodak praktycznie cały czas przebywa w pokoju. Wychodzi z niego tylko wtedy gdy musi. Mężczyzna nie bierze nawet prysznica, ponieważ boi się, że w ten sposób mógłby zakazić innych mieszkańców.

 

Półtora metra fikcji

Holenderski felietonista zajmujący się tą sprawą sam dobitnie przekonał się, że na rynku pracowników zagranicznych obostrzenia dotyczące COVID-19 to fikcja. Jak zauważa, ludzie upychani są do samochodów dostawczych i jadą do pracy. Tam podczas 8 lub 10-godzinnego etatu pracują bardzo często zbliżając się do siebie, nie posiadając przy tym żadnych środków ochronnych. Bezpieczna odległość 1,5 metra to fikcja. Wszystko to jest zdaniem redaktorów o tyle szokujące, iż dzieje się w miejscu, gdzie jeden z pracowników najprawdopodobniej jest zakażony COVID-19.

Leczenie aspiryną

Dziennikarz, po rozmowach z FNV (związek zawodowy), odkrył też kolejną smutną prawdę. Nie tylko wymieniony w artykule Pan Mariusz źle się czuje. Również inni pracownicy narzekają na swój stan zdrowia. Wielu woli jednak to przemilczeć. Boją się bowiem zwolnienia z pracy, a co za tym idzie bezdomności, zwłaszcza teraz gdy granice są zamknięte i powrót do Polski choćby z racji 1,5 metra miejsca od siebie w busie, jest praktycznie niemożliwy.

 

Nie dziwi się naszym rodakom

Redaktor również wskazuje, iż… nie dziwi się naszym obywatelom. Polak z koronawirusem pozwolił redaktorowi AD poniekąd zrozumieć nonszalancję naszego narodu w Holandii, jeśli chodzi o COVID-19. Felietonista mówi, iż jeśli jesteśmy stłoczeni jak szczury w klatkach, w domu i w pracy, nie mamy środków ochrony bezpośredniej, to wychodząc na ulicę i tak mamy mniejsze szanse zakażenia. Nie będziemy więc bać się i chować po domach.

 

„Dziewica Maryja jako szczepionka katolicka”

Na koniec Joep Trommelen (AD), wbija także szpilę holenderskim władzom. Jak zauważa, rząd nie przygotowuje informacji skierowanych do Polaków, dotyczących ryzyka zakażenia. „Tak traktujemy naszych obywateli drugiej kategorii” - mówi. Holender atakuje również i władze w Warszawie. Dziennikarz ironizuje, iż nasz kraj „wydaje się być chroniony przed wirusem z Dziewicą Maryją jako szczepionką katolicką”. Ponadto wskazuje na liczbę zarejestrowanych zgonów i chorych jako bardzo niską. Jego zdaniem nie jest to spowodowane działaniami władz, a niską ilością testów a co za tym idzie wykrywalnością. Reporter wskazuje również, iż w publicznych mediach dziennikarze mający odmienne zdanie odnoście epidemii w kraju, są „kneblowani”.