Polak spłonął na drodze w Limburgii

Piękny wigilijny gest Holendrów względem Polaków

Dramatyczne informacje dochodzą do nas z Grathem w Limburgii. Tam w niedzielne popołudnie doszło do tragicznego w skutkach wypadku. Furgonetka na polskich tablicach rejestracyjnych uderzyła czołowo w drzewo, a następnie stanęła w płomieniach.

rozliczenie podatku z Holandii

W niedzielę o godzinie 16:30 służby ratunkowe zostały wezwane do wypadku na drodze N273, Napoleonsweg, w Grathem. Z nieznanych dotąd przyczyn samochód dostawczy zjechał z prostego odcinka drogi i jadąc poboczem zderzył się czołowo z rosnącym na pasie zieleni, między jezdnią a ścieżką rowerową i chodnikiem, drzewem. Siła uderzenia była tak duża, iż nie tylko zmiażdżyła szoferkę, ale i spowodowała, że pojazd stanął w płomieniach.

 

Nie było cudu

Maszyna spłonęła całkowicie. Strażacy, pomimo szybkiego przybycia na miejsce, mogli tylko i wyłącznie ugasić dopalający się wrak.  Akcja gaśniczo-ratunkowa spowodowała, iż droga była przez pewien czas zamknięta. Na miejsce ściągnięto bowiem oprócz wspomnianych już strażaków również policję i pogotowie. Kilkadziesiąt metrów od miejsca wypadku lądował zaś śmigłowiec lotniczego pogotowia ratunkowego.
Początkowo wydawało się jednak, iż miał miejsce cud. Nie było bowiem mowy o żadnych ofiarach. Gdy jednak ogień przygasł w kabinie ciężarówki na polskich tablicach rejestracyjnych, znaleziono spalone zwłoki. Czy był to kierowca, czy być może pasażer? Policja nie zdradza takich informacji. Wszystko dlatego, iż skala zniszczeń pojazdu i stan ciała uniemożliwiają proste odpowiedzenie na to pytanie.

Śmierć na miejscu

Jak mówią nieoficjalnie strażacy, mają oni nadzieję, iż ofiara zginęła już w momencie uderzenia o drzewo. Jest to bardzo możliwe, sądząc po tym, iż szoferka praktycznie przestała istnieć. Ewentualnie liczą, iż znajdujący się w środku maszyny nieszczęśnik, stracił przytomność. Śmierć bowiem w płomieniach nie mogąc się wydostać z gorejącego wraku, jest jedną z najgorszych, jaką można sobie wyobrazić. W przypadku bowiem, np. pożarów mieszkań ludzie często najpierw duszą się dymem, tracą świadomość i płomienie dopadają ich nieprzytomnych. W wypadkach samochodowych ofiary często zaś, gdy ich ciało zaczyna płonąć, są świadome, czują ogromny ból i wiedzą co się z nimi dzieje. Owszem trwa to tylko chwilę, później bowiem adrenalina przegrywa z odczuwanymi bodźcami i mózg się wyłącza (osoba traci przytomność), ale dla płonącego te sekundy trwają nierzadko wieki.

 

Policja na chwilę obecną nie podała jeszcze dokładnych informacji o pochodzeniu ofiary, ale wspomniane już tablice każą domniemywać, iż był to nasz rodak.