Polak ruszył po pomoc i zniknął

Polak ruszył po pomoc i zniknął

We wtorkowy wieczór na Tongelresestraat, w Eindhoven doszło do bardzo dziwnej sytuacji. W pewnym momencie na drodze zatrzymał się samochód na polskich tablicach rejestracyjnych. Auto zaczęło się palic. Gdy wyskoczył z niego kierowca, wokół było już trochę gapiów. Mężczyzna powiedział świadkom, że rusza po pomoc. Pobiegł po nią i… już nie wrócił.

Straż pożarna z Eindhoven we wtorek, o godzinie 21:30 otrzymała zgłoszenie o pożarze pojazdu na Tongelresestraat w Eindhoven. Według dzwoniących pod numer alarmowy na drodze stał pojazd, z którego przez krótki czas wydobywały się płomienie i dym, który było widać już nad domami. Po tej informacji dyżurny skierował na miejsce strażaków.

 

Społeczna akcja gaśnicza

Zanim jednak ogniomistrzowie przyjechali na miejsce, było już po sprawie. Świadkowie całego zdarzenia zdecydowali się, iż nie będą się biernie przyglądać, jak czyjaś własność dosłownie idzie z dymem. Ktoś wpadł na genialny pomysł i pobiegł na znajdującą się niedaleko stację benzynową. Przyniesiona stamtąd duża gaśnica rozwiązała problem na tyle dobrze, iż strażacy praktycznie nie mieli już nic do roboty. Ich zadanie ograniczyło się jedynie do sprawdzenia, czy w pojeździe nie pozostały jeszcze jakieś potencjalne zarzewia ognia i czy nie było wycieków płynów mogących skazić okolice.

 

Co jednak z kierowcą

Jak wskazali świadkowie, mężczyzna, który prowadził pojazd na polskich „blachach”, nie mówił po niderlandzku. Udało mu się jednak znaleźć wspólny język z przechodniami. Ci zeznali, że z tego co powiedział obcokrajowiec, wynikało, iż zamierzał on pobiec po pomoc. Faktycznie kierowca oddalił się od auta. Problem jednak, iż już do niego nie wrócił. Nie dotarł na miejsce nawet, gdy pod auto podjechał wóz strażacki. Człowiek ten po prostu zniknął.

 

Dochodzenie

Policja oficjalnie nie została powiadomiona w tej sprawie. Nie zgłoszono jej pożaru pojazdu. Funkcjonariusze prowadzą jednak dochodzenie, mające ustalić co właściwie się stało i gdzie jest kierowca. Musi on bowiem odebrać auto, które zabrała pomoc drogowa.

Sprawa ta wydaje się dziwna. Dlaczego ktoś miałby uciekać, nawet nie próbując ratować swojego pojazdu? Istnieje wiele możliwości. Od tego, iż mężczyzna myślał, że auto wypali się całkowicie, a on zostanie obciążony kosztami utylizacji wraku, po te wskazujące, iż auto nie było jego lub był to samochód widmo i połączenie go z nim mogłoby mu przysporzyć wielu kłopotów. Inne mówią o górze niezapłaconych mandatów, byciu pod wpływem używek, czy zwykłej panice spowodowanej sytuacją kryzysową w obcym kraju. Do momentu jednak, w którym policja nie znajdzie kierowcy, wszystkie one są niczym innym jak tylko gdybaniem, niepotwierdzonym żadnymi dowodami.

 

 

Źródło:  AD.nl