Pogryziony, ale kasa się zgadza

Czy kilka siniaków i pogryzienie przez psa, to niewysoka cena w zamian za grzywnę w wysokości ponad 1100 euro? Zdaniem 47-letniego Polaka, tak.

Niespokojny grudniowy wieczór

By zrozumieć całą sytuację należy cofnąć się w czasie aż do jednego z grudniowych wieczorów w 2010 roku. Wtedy, to na jednej z dużych stacji benzynowych w Portland pod Rhoon, policjanci zostają wezwani do polskiego robotnika. Mężczyzna zachowywał się w sklepi,e na stacji dość irracjonalnie, biegał, krzyczał, przewracał różne przedmioty,  zaczął demolować sklep. To sprawiło, że na miejsce został wezwany partol policji. Funkcjonariusze próbowali uspokoić mężczyznę, ale bez skutku. Nic nie pomagały prośby ani groźby. W końcu policjanci postanowili spróbować obezwładnić rozrabiającego pracownika tymczasowego. Ten jednak skutecznie lawirował między półkami i wymykał się policjantom. Ci poirytowani całą sytuacją, postanowili wezwać na miejsce przewodnika ze specjalnie wyszkolonym psem. Rakker, specjalnie wyszkolony czworonóg, przybył na miejsce po krótkiej chwili, wraz ze swoim przewodnikiem.

W tym momencie sytuacja na stacji paliw zaczęła się zaostrzać. Polak przyparty do ściany podnosi karton z kilkoma płynami do mycia szyb i próbuje tym rzucić w policjanta. W odpowiedzi na atak, funkcjonariusz spuścił psa. Ten kąsa mężczyznę w rękę. W tym momencie, zamiast się poddać, robotnik zaczął zachowywać się bardzo dziwnie. Biegał po sklepie demolując go, prawdopodobnie szukając schronienia przed czworonogiem. W końcu udaje mu się znaleźć sklepowy wózek, który wykorzystuje jako tarczę, którą zasłania się przed Rakker’em. Chwilę później pies jednak był już przy mężczyźnie i znów zaczyna go gryźć. Wszystko dlatego, że policjant podniósł swojego pupila i przełożył go nad wózkiem chroniącym Polaka. Gdy mężczyzna próbował wyswobodzić się z uścisku szczęk psa, do akcji weszli funkcjonariusze obezwładniający mężczyznę. Polak zarobił jeszcze kilka ciosów pałkę, a gdy już leżał, wywleczony przed sklep, kilka kopniaków w korpus wymierzonych przez funkcjonariusza. W końcu jednak udało się go zakuć w kajdanki i przewieźć na komisariat. Cały jednak czas zachowywał się agresywnie, co poskutkowało tym, iż holenderscy stróże prawa musieli go zamknąć w pustej celi.

Wyraźnie „nakręcony” Polak demoluje stację benzynową. Powstrzymują go dopiero psie kły.

Przyczyna ataku

Przyczyna ataku szału robotnika nie jest do końca znana. Podczas sprzątania stacji benzynowej zabezpieczono dwa woreczki z „białym proszkiem”, co świadczyłoby o zażyciu przez naszego rodaka narkotyków. Sam podejrzany zaprzecza jednak temu i całą winę zwala na mieszanke niebieskich tabletek na potencję, popularnego energetyka i wysokiego ciśnienia. Znalezione zaś na miejscu narkotyki nie należały do niego.

Niezależnie jednak tego, co spowodowało atak szału, robotnik stanął przed sądem.

Sędzia uznaje, że przewodnik psa policyjnego wykonywał swoją pracę, ale wykazał się zbyt dużą nadgorliwością.

Wyrok sądu po ponad 8 latach

Sprawa i dochodzenie trwały jednak, z różnych przyczyn bardzo długo. Dopiero w tym tygodniu (11 kwietnia 2019), po ponad 8 latach od tego wydarzenia, sędzia wydał wyrok w tej sprawie. Polak za zniszczenie sklepu otrzymał grzywnę w wysokości 425 euro, zaś za brak współpracy z policją i opór przy aresztowaniu 700 euro. Z tej kwoty nie zapłaci jednak ani centa. Wszystko dlatego, że sędzia wziął pod uwagę to, jak został potraktowany nasz rodak. Co w dużej mierze jest zasługą nagrania wykonanego telefonem przez jednego ze świadków zdarzenia. Dla wysokiego sądu fakt, iż policjant podnosi swojego psa nad wózkiem, tylko po to by mógł on pogryźć podejrzanego, jest wysoce niestosowny i przekracza kompetencje. Zwierzę na policyjnej służbie ma być bowiem narzędziem, mającym pomóc w obezwładnieniu, a nie bronią, którą wykorzystuje się do ataku na nie mającego, dokąd uciec człowieka. Sąd wyraził również wątpliwości co do późniejszych kopniaków. Zaznaczył jednak, że do całej sytuacji by nie doszło, gdyby Polak współpracował z policją, oraz wskazał na to, iż funkcjonariusze działali w wielkim stresie, a przede wszystkim wykonywali pracę, której zadaniem było powstrzymania 47-latka przed zagrożeniem dla mienia i osób znajdujących się na stacji benzynowej.

Ogłaszając wyrok sąd uznał jednak, że obrażenia, jakich doznał nasz rodak po kontakcie z holenderską policją, są na tyle duże, że stanowią wystarczającą karę za to co zrobił ponad 8 lat temu.

Polak jest zadowolony z tego wyroku. Zastanawia się również czy w sytuacji, w której sąd otwarcie wskazał, iż przewodnik posunął się za daleko, nie wszcząć postępowania cywilnego przeciw funkcjonariuszowi. Ta decyzja jeszcze jednak nie zapadła.