Pijany „terrorysta” na lotnisku Schiphol

Pechowy bomber, czyli człowiek pochodnia

Ostatnie dni nie są zbyt przychylne podróżnym korzystającym z lotniska w Schiphol. Strajki personelu, zła pogoda utrudniająca loty, a teraz bomba i pijany „terrorysta”.

W piątkowy poranek, około godziny 10 żandarmeria ochraniająca lotnisko Schiphol zatrzymała 39-letniego mężczyznę. Wszystko dlatego, iż ten wielokrotnie wygrażał się pracownikom portu lotniczego, jak i zwykłym podróżnym, że ma przy sobie bombę i nie zawaha się jej użyć.

 

Początek awantury

Cała sprawa zaczęła się jeszcze nie na samym lotnisku, a w pociągu międzymiastowym jadącym z Rotterdamu do Schiphol. To tam mężczyzna wsiadł do przedziału, by następnie zadzwonić mówiąc komuś przez telefon, iż posiada w torbie bombę. Zrobił to na tyle głośno, by ludzie w pociągu mogli to słyszeć. Zdaniem jadących tym samym składem świadków, "zamachowiec" wręcz wykrzykiwał wiadomość o ładunku wybuchowym co najmniej trzy razy, przykuwając tym samym uwagę. Co ciekawe mężczyzna ten jednak nie wzbudził paniki w przedziale. Być może dlatego, iż nie zachowywał się jak terrorysta. 39-latek był bardzo zdezorientowany i przerażony. Nikt więc nie wziął tych gróźb na poważnie. Wydawało się bowiem, iż pasażerowie mają bardziej styczność z pijanym, naćpanym lub chorym człowiekiem, a nie zamachowcem.

Mężczyzna podczas podróży oznajmił współpasażerom, iż ma ze sobą bombę. 

Mam bombę

Mężczyzna jednak próbował dalej. Po wykrzykiwaniu o ładunku wybuchowym, postanowił rzucić bombę między ludzi. Cisnął więc swoją czarną, sportową torbą na przejście w wagonie. Ludzie jednak nie uciekli z przerażeniem, a jedynie starali się ignorować uprzykrzającego podróż współpasażera. Po chwili „terrorysta” widząc, iż takie ceremonialne ciśniecie „bombą” nie przyniosło efektu, postanowił spróbować inaczej. Podniósł swój ładunek, uniósł go nad głowę i delikatnie potrząsając, znów oznajmił wszystkim o „bombie”. Zdaniem części podróżnych zachowanie to wzbudziło nie tyle strach, co politowanie. Człowiek zachowywał się bowiem jak dziecko, które zrobi wszystko, by przykuć uwagę zebranych.

 

Koniec problemów

W końcu pociąg dotarł na dworzec portu lotniczego. Tam „terrorysta” nie zrażając się niepowodzeniem w pociągu, zabrał swoją bombę w torbie, wybiegł na peron i znów powtórzył cały rytuał z wykrzykiwaniem i potrząsaniem torbą. Tam jednak działania te spotkały się z reakcją. Nikt jednak nie uciekał w panice. Koło 39-latka bardzo szybko zjawili się żandarmi, którzy spacyfikowali żartownisia. Szybko również potwierdziły się przypuszczenia pasażerów pociągu. Zatrzymany „terrorysta” był kompletnie pijany. Co więcej, okazało się również, iż jest to najprawdopodobniej bezdomny, nie posiada on bowiem stałego miejsca zamieszkania w Holandii. Niektórzy sądzą więc, że cały „zamach” miał zafundować mężczyźnie kilka dni aresztu, podczas których wyśpi się, zje i umyje w relatywnie dobrych warunkach, które pomimo więziennych krat, są o wiele lepsze niż namiot w parku.