Pechowy kieszonkowiec

Kieszonkowcy w Holandii to dość powszechna plaga. Złodzieje ci polują najczęściej w środkach komunikacji publicznej i na deptakach gdzie jest dużo ludzi. Czasem jednak z łowców stają się ofiarami swojej chciwości.

Kieszonkowcy do swoich działań wybierają najczęściej miejsca zatłoczone, pełne ludzi. W metrze, na koncercie, czy w sklepowej kolejce najłatwiej im działać. Tłum „płynąc”, napiera na poszczególne jednostki. Dlatego praktycznie nikt nie zawraca uwagi na sytuację, w której zostaje się szturchniętym, gdy wychodzi z zatłoczonego wagonu kolejki podmiejskiej, czy kiedy ktoś go muśnie pod sceną w festiwalowym tłumie. Taki brak uwagi skutkuje jednak często utratą portfela, zegarka, czy telefonu. Gdy zaś ofiara się zorientuje, najczęściej jest już zdecydowanie zbyt późno, ponieważ osoba, która dokonała kradzieży, dosłownie znika w morzu ludzi.

To, co znalazł złodziej w kieszeni obrabianego mężczyzny, sprawiło że bardzo szybko zaczął żałować swojej decyzji.

Jednym z takich bardzo dogodnych terenów łowieckich dla kieszonkowców jest centrum Amsterdamu. Liczne zabytki i atrakcje przyciągają ludzi z całego świata. Jest głośno, tłoczno, kolorowo, a zwiedzający są tak zaaferowani klimatem, że nie zwracają uwagi na przechodzących obok nich innych ludzi.

Rabunek

W takim właśnie tłumie dwóch kieszonkowców z Amsterdamu namierzyło swoją ofiarę. Był nim bardzo dobrze ubrany mężczyzna w wieku 35 może 40 lat. Drogie ubrania i jeszcze droższy markowy zegarek na nadgarstku wręcz kusił do podjęcia akcji. Całości dopełniał zaś prostokątny ciężki przedmiot widoczny w kieszeni marynarki. Wyglądało na to, że bezmyślna ofiara schowała portfel w jednej z najłatwiej dostępnych dla złodzieja kieszeni.

Rabusie poczekali chwilę, aż wokół mężczyzny zrobi się trochę bardziej tłoczno i przystąpili do akcji.

Jeden z kieszonkowców zajął się zegarkiem, drugi włożył rękę do kieszeni z rzekomym portfelem. Kilkadziesiąt sekund później było już po wszystkim, a złodzieje odchodzili z łupem na rękach.

 

Niespodzianka

Okazało się bowiem, że mężczyzna w garniturze, to policyjny tajniak. Oficer zorientował się, że jest obserwowany i spokojnie czekał na rozwój zdarzeń. By zaś zdobyć niezbite dowody i dopaść kieszonkowców na gorącym uczynku, dał się okraść.

Jakież było więc zdziwienie złodzieja, gdy po szybkim wyciągnięciu zawartości kieszeni marynarki mężczyzny zobaczył, że nie jest to portfel, a… kajdanki. „Srebrne obrączki” wylądowały zresztą kilkanaście sekund później na nadgarstkach złodzieja. Ten sam los spotkał również jego towarzysza, który usiłował wygrać z zegarkiem policjanta.

Pechowi złodzieje zostali zabrani na dołek. Z przyłapania na kradzieży, na gorącym uczynku nie mają szans się wywinąć. Teraz tylko od ich wcześniejszej „skuteczności zawodowej” zależy wymiar kary.