Niechciani pasażerowie z Rotterdamu

Czy zdarzyło się Wam kiedyś zabrać ze sobą autostopowicza? Ten sposób podróżowania w Europie jest stosunkowo coraz mniej popularny. Jednak w Rotterdamie z jednym tylko kierowcą chciało się zabrać blisko 20 tysięcy pasażerów.

Bo volkswagen to komfortowa jazda

To był zwykły poniedziałek, dla jednego z wielu kierowców w Rotterdamie. Mężczyzna zaparkował swój samochód. Zamknął drzwi, okna i poszedł załatwiać swoje sprawy. Zrobił dokładnie to samo, co robił praktycznie codziennie, ale 24 czerwca zapamięta do końca życia.

Po paru godzinach pobytu z dala od pojazdu, kierowca wrócił, by pojechać do domu. Okazało się jednak, że jego samochód jest niedostępny. Mężczyzna przerażony zadzwonił na policję, by wezwać pomoc. Problemem nie było jednak to, że samochód zniknął. Czarny volkswagen stał na swoim miejscu. Szkopuł jednak w tym, że pojazd zyskał tak doskonałe zabezpieczenie antywłamaniowe, że nawet jego właściciel bał się podejść do auta, nie mówiąc już o potencjalnych złodziejach.

Rój pasiastych owadów wygrzewa się na drzwiach samochodu.

Niechciani pasażerowie

Powodem ogromnego szoku kierowcy były owady, a konkretniej rój pszczół, który wygrzewał się na czarnym lakierze samochodu, akurat na drzwiach kierowcy. Owadów było tyle, że strach było podejść do pojazdu, a co chwilę z bzyczeniem przylatywały kolejne. Przybyły na miejsce patrol również nie wykazał się zbytnią inwencją w rozwiązaniu tego problemu. Funkcjonariusze bali się nawet podejść bliżej do pojazdu. Zresztą szybko nakazali również gapiom, którzy zdążyli już zejść się, by podziwiać motoryzacyjno-przyrodniczą ciekawostkę, by odsunęli się jak najdalej. Wystarczyłby bowiem jeden zły ruch, gest  lub zapach by owady poczuły zagrożenie i przystąpiły do desperackiego, straceńczego ataku na zebranych, co zaś przy kilku tysiącach pszczół byłoby śmiertelne groźne dla ludzi.

Robota specjalisty

Policja wezwała na pomoc pszczelarza. Ten poprosił wszystkich o rozejście się, a następnie przystąpił do swojej ciężkiej i niebezpiecznej pracy. Specjalista przez wiele godzin otumaniał i delikatnie przenosił pszczoły do specjalnych pojemników, by następnie usunąć je z parkingu w Rotterdamie. Operacja ta była długotrwała i bardzo męcząca. Pszczelarz nie chciał bowiem skrzywdzić ani jednego owada. Musiał również uważać, by nie uszkodzić lakieru pojazdu. Ważną kwestią było również to, by nie ucierpiał nikt z postronnych gapiów, ponieważ pomimo ostrzeżeń policji ludzie z każdą chwilą podchodzili coraz bliżej.

Żart

Gdy po kilku godzinach wszystkie owady były już bezpieczne, a samochód wolny od niechcianych pasażerów, pszczelarz podzielił się z policją swoimi spostrzeżeniami. Zdaniem eksperta wylądowanie tak dużego roju na samochodzie, to nie był przypadek. Na lakierze można było znaleźć resztki słodkiej substancji, która posłużyła za wabik na owady. To tłumaczyłoby ogromne zbicie tak dużej ilości pszczół na tak niewielkiej przestrzeni. Wszystko wskazuje więc na to, iż całe zajście to czyjś głupi żart. Właściciel samochodu nie ma jednak pojęcia, kto mógł go sobie wziąć na cel. Funkcjonariusze nie dysponują również na chwilę obecną żadnymi poszlakami, które mogłyby wskazywać sprawcę. Pewne jest jednak to, iż żartowniś musiał dysponować dość dużą wiedzą o tych pasiastych owadach, ponieważ rozlanie soku czy wody z cukrem na samochodzie nie byłoby w stanie zwabić tak dużej ilości robotnic.