Niebezpieczny przekręt polskich busiarzy

Powrót do Polski z Holandii, o ile nie mamy własnego transportu, to w ostatnim czasie nie lada wyczyn. Wiele firm transportowych praktycznie całkowicie wstrzymało kursowanie. Te nieliczne, które działają, często dopuszczają się oszustw, by funkcjonować. Czy zysk jest wart ludzkiego zdrowia i życia? Co robią busiarze, by uniknąć kwarantanny?

Kwarantanna

Od pewnego czasu praktycznie każdy, kto przyjeżdża na teren Polski, musi przejść 14-dniową obowiązkową kwarantannę. Po zaostrzeniu przepisów obostrzenia te dotyczą nawet pracowników transgranicznych, co w praktyce oznacza dla nich albo przeprowadzkę do Niemiec, Czech, albo porzucenie pracy. W podobnej sytuacji są również ludzie wracający z Holandii. Oni także muszą przejść 2 tygodnie obserwacji.

Bezużyteczni kierowcy

Sytuacja ta dotyczy również kierowców busów. Z racji na nowe przepisy wiele firm zawiesiło kursowanie do Niemiec, Belgii, czy Holandii. To zaś pozwoliło małym, często nawet jednoosobowym firmom i osobom prywatnym znaleźć łatwy sposób na zarobek. Gdy jest bowiem ogromny popyt na daną usługę, cena miejsca w pojeździe może być nawet dwa, trzy razy wyższa. Kurs więc jest niezwykle opłacalny. Jest tylko jeden problem. Kierowca wjeżdżający do naszego kraju powinien zostać poddany takiej samej kwarantannie jak jego pasażerowie. To zaś czyni ten sposób pracy praktycznie nieopłacalnym.

Sztafeta busów

Niektóre firmy, by rozwiązać ten problem, zdecydowały się na pewnego rodzaju sztafetę busików. To niezwykle karkołomne rozwiązanie polega na tym, iż pasażerowie przechodzą granicę pieszo. Jeden bus zostawia podróżnych po niemieckiej stronie granicy, by drugi odebrał ich po polskiej stronie. Rozwiązanie to ma jednak jeden minus. Do jednego przewozu potrzeba co najmniej 2 kierowców, 2 samochodów. To zaś generuje dużo większe koszty. W efekcie nieuczciwi busiarze postanowili znaleźć lukę w przepisach.

 

Z prawem na lewo

Na trop przekrętu busiarzy wpadli reporterzy TVN. W programie Uwaga nakreślają schemat funkcjonowania nieuczciwych przewoźników. Ich działania nie są zbyt wyrachowane, ale jak pokazuje dziennikarskie śledztwo niezwykle skuteczne.

 

Porzucić pasażerów

Schemat działania oszustów jest bardzo prosty. Podobnie jak w przypadku sztafety, busiarze wysadzają podróżnych po niemieckiej stronie granicy. Kierowcy robią to jednak nie na samym punkcie granicznym, a kilkaset metrów dalej, z dala od oczu pograniczników. Pasażerowie tylko z bagażem podręcznym, mają przejść pieszo przez granicę i udać się do punktu zbornego kilkaset metrów dalej po polskiej stronie. Tam mają czekać na kierowcę.

Po dłuższej chwili na umówione miejsce przyjeżdża ten sam bus, z tym samym kierowcą, z którego wcześniej wysiedli. Podróżni zajmują znów swoje miejsca i konturują dalej jazdę.

 

Luka w przepisach

Jak dowiedzieli się dziennikarze TVN’u, kierowca po pozbyciu się pasażerów jedzie na inne bliskie przejście graniczne. Tam zgłasza się jako transport towarów. W busie oprócz kierowcy nie ma bowiem ludzi, tylko walizki. Celnicy, nawet jeśli coś podejrzewają, to nie mają dowodów, by go zatrzymać. Pojazd przekracza więc granicę i jedzie z powrotem po swoich pasażerów. Dzięki temu kierowcy mogą skutecznie uchylać się od 14-dniowej kwarantanny pomimo tego, iż wedle prawa powinni poddać się takiemu odosobnieniu.

 

Busiarze nie mówią ani słowa

Jak mówią sami pasażerowie, nikt podczas zakupu biletu nie informował ich o takich perturbacjach, które spowodują, iż w środku nocy każą im koczować na ulicy. Niektórzy dowiadywali się o całym procederze dopiero w momencie, gdy kierowca kazał im opuścić busa.

Większość jednak wracających do kraju zgadza się na ten cały „cyrk”. Po miesiącach pracy za granicą chcą bowiem bezpiecznie dostać się do domu. Krótki spacer i chwila oczekiwania na dworze to zaś dla wielu mała cena za możliwość powrotu do ojczyzny.

 

Reakcja branży

Wiele osób z branży, zwłaszcza duże firmy przewozowe, które zaniechały kursów, wskazują, iż jest to nieuczciwe i groźne działanie. Ich zdaniem nawet 50% mniejszych firm przewozowych nagina w ten sposób przepisy, zbijając na tym małą fortunę.

Z drugiej jednak strony przedstawiciele przewoźników podejmujących te działania wskazują, iż ich konkurencja „biję pianę”, a oni działają zgodnie z prawem. Wszyscy kierowcy są bowiem wysyłani na kwarantannę po powrocie do Polski, a przedsiębiorstwo zgłasza ich do sanepidu. Na pytanie dziennikarzy TVN’u czemu tak to robią, kierownictwo odsyła do poszczególnych kierowców.

 

Całą sytuację można, by więc opisać jednym starym powiedzeniem. „Prawo jest jak płot, żmija przepełźnie, tygrys przeskoczy, a bydło będzie stało, gdzie mu każą”. Przy mechanizmach wolnego rynku proceder ten będzie istniał, do momentu, do którego znajdą się chętni, by z niego korzystać wracając do ojczyzny. To zaś oznacza, iż w dużej mierze wszystko zależy od nas samych. To my bowiem możemy zgodzić się lub nie na taką, a nie inną formę transportu, a także ewentualnie zawiadomić odpowiednie służby.

Cały materiał na ten temat wraz z reportażem wideo mogą Państwo obejrzeć na stronie Uwaga TVN klikając na link. Zachęcamy, by poświęcić mu parę minut.