Najniższa frekwencja wyborcza w Rotterdamie to zasługa Polaków?

Oszustwo wyborcze w Tilburgu? Ponowne liczenie głosów

Wracamy jeszcze na chwilę do niedawnych wyborów parlamentarnych. Jak wskazują dane dotyczące frekwencji wyborczej, ta w Rotterdamie była najniższa w rejonach Carnisse i Tarwewijk, czyli dzielnicach zamieszkałych w znacznej mierze przez migrantów z naszej części Europy.  Czyżby więc Polacy zaniżali holenderskie statystyki? Czemu nasi rodacy nie głosują w Holandii? 

Frekwencja

Frekwencja wyborcza w Rotterdamie w ubiegłym tygodniu zanotowała najniższy wynik w historii. Było źle, najgorzej zaś było w okręgach Carnisse i Tarwewijk w południowym Rotterdamie. Tam frekwencja wyniosła odpowiednio 18 i 19,3 procent, co zawyżając, oznacza, iż do urny poszedł co piąty uprawniony.

 

Migranci

Statystycy analizujący wynik wyborów w Rotterdamie wskazują na dość ciekawą zależność. Wspomniane wyżej dzielnice to dwie z trzech zamieszkałych w największym stopniu przez migrantów z Europy Środkowej i wschodniej. W Carnisse stanowią oni 23,5 procent mieszkańców, a w Tarwewijk 17,2 procent i mówimy tu tylko o tych migrantach, którzy oficjalnie są zarejestrowani w gminie.

 

Nie mieli pojęcia

Marco Pastors, dyrektor państwowego Programu Rotterdam Południe, dotyczącego między innymi asymilacji obcokrajowców wskazuje w rozmowie z PZC.nl, iż ludzie ci mogli nawet nie wiedzieć o tym, że są wybory. „Ci ludzie są głównie zajęci ciężką pracą i przyzwoitymi warunkami mieszkaniowymi, mają dużo na głowie (…) Myślę, że większość z nich nie miała o nich (wyborach) pojęcia” mówi Pastors.  Holender wskazuje, iż ciężka praca to tylko jeden z elementów składających się na niską frekwencję wśród migrantów.

 

Adres

Innym są kwestie adresowe. Pracownik migrujący pracujący w Holandii przez dłuższy okres czasu powinien być zarejestrowany w gminie, w której mieszka. Sęk jednak w tym, iż przepisy te nie są zbyt dokładnie respektowane. Pomijając już fakt, iż wielu pracowników się nie rejestruje, to czasem agencje zatrudnienia rejestrują ich pod danym adresem, by po tygodniu przenieść nawet w inny rejon Holandii, nie zmieniając danych. W efekcie więc Polak, Czech czy Węgier nawet gdyby chciał, nie ma, jak zagłosować, ponieważ znajduje się dziesiątki kilometrów od swojego lokalu wyborczego.

 

Tymczasowość

Kolejnym problemem jest tymczasowość. Polacy, którzy przyjeżdżają pracować do Holandii, traktują często tę pracę jako tymczasową. Ludzie bowiem nawet mimo zarejestrowania w gminie żyją tam tylko kilka miesięcy. Później, wraz z nową pracą lub wymogiem agencji zmieniają region Holandii, pracodawcę. W danym mieście, dzielnicy są więc tylko na krótko. Skoro więc wyjadą za miesiąc, dwa, czemu mają interesować się tamtejszą polityką, tamtejszymi sprawami, skoro te i tak nie będą ich dotyczyć.

 

Brak reprezentacji

Co zaś z osobami, które wybrały Holandię jako swój nowy dom, osiadły na stałe przypuśćmy w Carnisse? Takich ludzi jest naprawdę dużo. W przywołanej tu dzielnicy praktycznie na każdym kroku można spotkać ślady wskazujące na pochodzenie mieszkańców. Sklepy, kawiarnie, świetlice. Społeczność migrantów rozwija się coraz prężniej. Gdy jednak spojrzymy na listę kandydatów do wyborów próżno znaleźć tam znajomo brzmiące nazwiska. Grupy te nie są reprezentowane w wyborach, nie mówimy tu nawet o partiach czy stronnictwach, a poszczególnych osobach z mniejszości etnicznych. Owszem z roku na rok jest ich coraz więcej, ale nie wszędzie. W efekcie, np. Polacy wiedząc, iż nikt z ich rodaków nie kandyduje, uważają, iż nie ma na kogo głosować, pozostają więc bierni.

 

Nie tylko wina migrantów

Nie jest oczywiście tak, iż wina leży tylko po stronie migrantów. Również partie polityczne na szczeblu regionalnym jak i centralnym zapominają o tej grupie wyborców. Nie biją się o nich, nie oferują rozwiązań, które mogłyby sprawić, iż migrant z naszego kraju powie „hej oni chcą zadbać o mój interes”. Być może jednak teraz to się zmieni. Niska frekwencja w emigranckich dzielnicach była jak kubeł zimnej wody na głowę polityków. Coraz więcej z nich widzi potencjał i szansę na wygranie wyborów, korzystając z głosów ludzi z naszej części Europy. Zagospodarowanie tego kapitału może bowiem dać dodatkowe mandaty na wagę zwycięstwa. W efekcie następna kampania powinna być już w dużej mierze skierowana do migrantów i ze znajomo brzmiącymi nazwiskami na listach.

 

Źródło:  Pzc.nl