Mieszkańcy Groningen ze wściekłością liczą straty.

Wstrząs o sile 3,1 stopnia w holenderskim Wirdum

Środowe trzęsienie ziemi mające swoje epicentrum Westerwijtwerd, wiosce oddalonej w linii prostej o 18 km od Groningen, spowodowało poważne straty w regionie.

Setki telefonów

W zaledwie 6 godzin po wystąpieniu wstrząsów, do władz tymczasowej komisji ds. Szkód Górniczych w Groningen, wpłynęło ponad dziewięćdziesiąt raportów o poważnych uszkodzeniach w budownictwie mieszkalnym. Jest to ponad trzy razy więcej, niż miało to miejsce po mniejszych wstrząsach, czy podczas normalnego dnia pracy komisji. W czwartek rano, po 24 godzinach od kataklizmu, było już ich prawie 900.

Oprócz uszkodzeń budynków, ludzie zgłosili również ponad 200 potencjalnie groźnych sytuacji dotyczące rozszczelnień instalacji gazowej, czy wodociągowej. W celu ich weryfikacji został powołany specjalny zespół kryzysowy, który ma zająć się analizą poszczególnych zgłoszeń.

Komisja udostępniła również dodatkowe numery telefonów, na które mogą zgłaszać się mieszkańcy regionu, których mienie zostało uszkodzone, podczas wstrząsów o sile 3,4 w skali Richtera, mających miejsce w środę o godzinie 5:49.

Zagrożenie przeciwpowodziowe

Każde trzęsienie ziemi w Holandii, to ogromne zagrożenie dla regionu. Nie chodzi tu jednak tylko i wyłącznie o pękające ściany domów, czy rozszczelnienie instalacji gazowej lub kanalizacyjnej. Te choć niebezpieczne, bo grożące np. potencjalnym wybuchem oddziałują jednak tylko na niewielki obszar. O wiele groźniejsze są spowodowane wstrząsami uszkodzenia wałów, tam i zapór przeciwpowodziowych. Zwłaszcza te pierwsze przy pięknej, wiosennej pogodzie mogą szybko znikać ukryte pod rosnącą szybko trawą czy krzewami. Dlatego, by zapobiec ewentualnej powodzi, spowodowanej przerwaniem wałów, od wczoraj komisje wodne skrzętnie analizują stan umocnień, które chronią zdrowie i dobytek tysięcy Holendrów na dotkniętym wstrząsami regionie.

 

Wielu mieszkańców Groningen uważa, że władze w Hadze mają ich gdzieś. Politycy skupiając się nie tyle na rozwiązaniu problemu, co jedynie na wsparciu przy ewentualnych remontach.

 

Wściekłość mieszkańców

Pomimo szybkiej reakcji władz i „postawieniu na nogi” dziesiątek urzędników, coraz więcej mieszkańców regionu Groningen ma już dość tej sytuacji. Ludzie ci mówią otwarcie, że władze kraju mają ich w dziurze tak czarnej i głębokiej jak szyby wydobywcze, odpowiedzialnego za wstrząsy pola gazowego.

Mieszkańców bulwersuje bierność władz. Uważają, że stolica nie robi nic, by im pomóc. Rząd chwali się bowiem decyzją o zakończeniu wydobycia, niemniej nie dopowiada, że będzie to miało miejsce w 2030 roku i istnieje małe prawdopodobieństwo, by zakończyło to wstrząsy.

Tutaj, na miejscu, nie ma praktycznie roku, by w którejś z miejscowości regionu nie pękały ściany budynków. Nie osiadały fundamenty, nie przewracały się stajnie lub drewniane stodoły. Jak mówią rolnicy, którzy posiadają blisko 80% ziemi, w obszarze występowania trzęsień, nikt się o nich nic nie pyta, nikt z nimi nic nie uzgadnia. Władze nie zgadzają się również na finansowanie wzmocnień budynków i infrastruktury. Przez to większość ludzi jest bezsilna i może jedynie czekać na kolejne wstrząsy uszkadzające owoc pracy ich życia. Mieszkańcy mówią więc wprost. Tu nie chodzi o nich, tylko o pieniądze, których nikt im nie chce przekazać na zapobieganie skutkom drżenia ziemi.