Kuriozalny proces Polaka z Veghelaar

Alkohol, rodzinna sprzeczka o dzieci, latający but, rozbita głowa i sprawa w sądzie, podczas której oskarżony usiłuje być mądrzejszy od sędziego. Tak wyglądała sprawa Polaka z Veghelaar prowadzona przed sądem w Den Bosch.

Rzut butem przyczyną sprawy sądowej

Lutowy incydent

Wszystko zaczęło się w lutym, gdy para prowadziła kłótnię dotyczącą dzieci podejrzanego i jego partnerki. Temperaturę tego sporu znacząco podgrzewał alkohol. W końcu doszło do apogeum, w którym 50-letni obywatel Polski rzucił w swoją konkubinę butem. Ten trafił w głowę kobiety, rozcinając skórę i powodując silne krwawienie. To przebrało miarkę i pokrzywdzona wezwała pogotowie i policję. To właśnie służby mundurowe dokonały pierwszej dokumentacji sprawy, dzięki czemu sąd dysponował w aktach zdjęciem zakrwawionej głowy kobiety i fotografią narzędzia zbrodni, buta leżącego w ogrodzie.

Mężczyzna pomimo tak przytłaczających dowodów i dość silnego upojenia alkoholowego, które oscylowało w granicach 2,5 promila – jak wykazał policyjny alkomat podczas zatrzymania, od samego początku szedł w zaparte i nie przyznawał się do winy.

 

Proces

Podczas procesu mężczyzna stworzył sobie dość „ciekawą” linię obrony. Argumenty sądu mówiące o tym, iż nasz rodak był bardzo mocno pijany i że nie powinien doprowadzać się do takiego stanu, zbywał „naleciałościami kulturowymi”. Według 50-latka w Polsce jest to norma, ponieważ w naszym kraju lubimy i pijemy wódkę. Holendrzy zaś nieprzywykli do tego trunku i skupiający się głównie na piwie, tego nie zrozumieją. Dla nich wypicie 0,5 litra na głowę czy 2,5 promila alkoholu we krwi to dużo. Próby wyjaśnienia więc przez sąd oskarżonemu, że wódka zawiera więcej alkoholu niż piwo i nie powinno się jej pić w dużych ilościach, spełzły na niczym. Mieszkaniec Veghelaar uważał bowiem, że w jego piciu „ponad holenderską miarę” nie ma nic złego.

Picie wódki jako „Polska tradycja” ,wykorzystana jako linia obrony. Tego w sądzie w Holandii jeszcze nie było.

Kolejnym pomysłem naszego rodaka było przywiezienie na rozprawę swojej dziewczyny. Kobieta miała siedzieć w samochodzie i czekać na telefon. Oskarżony chciał zadzwonić po nią, by zaprezentować ją jako świadka, który wyjaśni całe zajście i powie, że to nie jego wina. Taka deklaracja jednak tylko zirytowała sąd. Stwierdził on, że kobieta już wcześniej złożyła jasne oświadczenie w sprawie i nie będzie „ściągana” przez konkubenta. Ponadto akt oskarżenia nie opiera się tylko i wyłącznie na zeznaniach kobiety. Wymiar sprawiedliwości dysponuje bowiem dodatkowymi zeznaniami świadka potwierdzającego całe zajście. Nie ma więc potrzeby wzywania kobiety, która być może została nakłoniona siłą do zmiany zeznań.

Prace społeczne

Analizując możliwe sankcje, jakie mogą spotkać naszego rodaka, sąd zaczął dopytywać się o ewentualną możliwość prac społecznych. Wtedy okazało się, że taki wymiar kary nie stanowi dla Polaka żadnego problemu. Jakiś czas temu odbywał już podobną 40-godzinną karę, w farmie niedaleko miejsca swojego zamieszkania. Wyrok ten był spowodowany jazdą samochodem pod wpływem alkoholu. Oskarżony stwierdził więc, że zna warunki, jakie tam panują i że nie jest to dla niego problem.

Prokurator zażądał więc dla mężczyzny 60 godzin prac społecznych. Ponadto mężczyzna miał otrzymać również karę 2 tygodni więzienia w zawieszeniu na dwa lata. W tym momencie sąd zwrócił się do oskarżonego, czy chce się on jakoś ustosunkować do tej propozycji. Na to 50-latek tylko wzruszył ramionami, stwierdzając, że to sędzia jest sądem w Holandii, a on nie jest w Polsce.

W ten sposób mężczyzna przypieczętował proponowany przez oskarżyciela wyrok.