Mieli wrócić na weekend do Polski a zostali na parkingu

Grupa 8 naszych obywateli musiała koczować przez kilka godzin na parkingu położonym na autostradzie A 67, niedaleko Amstel. Wszystko z powodu policyjnej kontroli i fałszywych dokumentów kierowcy busa.

Wielu naszych rodaków pracujących w Królestwie Niderlandów chce jak najczęściej spotykać się z rodziną. Z tego też względu przy każdej nadarzającej się okazji starają się przyjechać do ojczyzny na weekend. Niestety przyjazdy tego typu nie należą do najtańszych. Koszt przewozu jednej osoby na trasie Eindhoven – Białystok i z powrotem zamyka się zwykle w około 600 zł. Dlatego też Polacy szukają okazji na tańsze przejazdy i często korzystają z małych firm przewozowych. To zaś nie zawsze kończy się tak, jakby chcieli tego klienci.

Wasze newsy

Jak poinformował nas jeden z pasażerów feralnego busa, chcący zachować anonimowość, całe zdarzenie miało miejsce w pierwszym tygodniu stycznia. Długi weekend w Polsce (Trzech Króli) spowodował, iż biorąc jeden dzień wolnego w Niderlandach, pracownicy migrujący mogli być o jeden dzień dłużej w domu ze swoimi żonami/mężami czy dziećmi. Wyjazd w pierwszych dniach stycznia pozwalał również zaoszczędzić. Ceny busów były niższe niż w okresie świątecznym czy noworocznym. Nasz informator znalazł w mediach społecznościowych ogłoszenie o tanich przewozach z Holandii do Polski. Oprócz niskiej ceny przedsiębiorca, firma ze wschodu Polski, miała oferować również wysoki standard podróży, a nawet kawę wliczoną w koszty. Wszystko wyglądało więc, iż trafiła się wyjątkowa okazja, z której aż żal było nie skorzystać.

 

Polski busik

O ustalonej godzinie pod dom naszego rodaka w Oosterhout przyjechał bus na polskich tablicach rejestracyjnych. Na pojeździe nie było żadnych rzucających się w oczy reklam ani banerów firmy. Kierowcą maszyny był Polak. Mężczyzna przywitał się, zabrał bagaż i zaprosił pasażera do wnętrza. Oznajmił również, iż mieszkaniec Oosterhout jest ostatnim pasażerem i teraz bus będzie kierować się bezpośrednio na Velno, by tam przekroczyć granicę i później przez Niemcy jechać ku ojczyźnie.17

 

Dziwne stuki

Warunki w busie nie były idealne, widać było, że pojazd ma już swoje lata, ale nie można było powiedzieć, iż wnętrze jest zaniedbane. Tapicerka była czysta, nigdzie nie walały się okruszki czy inne resztki po wcześniejszych pasażerach. Nawet siedzenia były (zdaniem naszego informatora) wyjątkowo miękkie, nieubite. Niestety obawy pasażerów wzbudzało coś innego. Każda mulda, próg zwalniający czy nierówność na drodze powodowały, że w busie słychać było nieprzyjemny metaliczny trzask. Kierowca jednak bagatelizował całą sprawę. Naciskając pedał gazu, tłumaczył, że są już spóźnieni względem grafiku.

 

Jak się człowiek śpieszy to się policja cieszy

Kilkadziesiąt kilometrów dalej, nadganianie grafiku zakończyło się policyjną kontrolą. Jak donoszą wiadomości z Holandii, van wpadł w oko policji. Radiowóz wyprzedził pojazd i kazał jechać za sobą. W ten sposób pojazdy zjechały na parking przy autostradzie na wysokości Amstel. Kierowcę czekał mandat za przekroczenie prędkości.

 

Kontrola

Policjanci zabrali również do sprawdzenia dokumenty pojazdu i kierowcy. Dość duże zaniepokojenie u stróżów prawa wzbudziło również to, że bus dziwnie „siedzi” na tylne prawe koło. Wszystko wyglądało tak, jakby pojazd był przeładowany. Funkcjonariusze poprosili więc, by pasażerowie opuścili pojazd oraz wypakowali bagaże. Kwadrans później auto było puste, ale nadal „kulało”. W zaistniałej sytuacji jeden z oficerów drogówki postanowił zajrzeć za koło, by znaleźć przyczynę ewentualnego uszkodzenia. Chwilę później, jak wspina świadek, policjant miał stwierdzić, że auto ma poważnie uszkodzone tyle zawieszenie. Bus nie mógł więc jechać dalej. Co ciekawe kierowca łamanym holenderskim zarzekał się ponoć (jak wspomina nasz informator), że pojazd miał niedawno robiony przegląd i wszystko jest w najlepszym porządku. Jak się okazało, ta wylewność naszego rodaka przysporzyła mu problemów.

 

Kontrola dokumentów

Zdaniem funkcjonariuszy uszkodzenie nie było nowe. Ponadto policja, sprawdzając inne koła, zobaczyła duże wycieki z amortyzatorów. Zawieszenie było więc w bardzo złym stanie i nie miało ono prawa przejść corocznego przeglądu. Skąd więc wzięła się pieczątka w polskim dowodzie? Funkcjonariusze postanowili to sprawdzić.

 

Godziny na parkingu

W efekcie grupa Polaków wraz z naszym informatorem zostali pozostawieni praktycznie sami sobie na parkingu. Policjanci proponowali wprawdzie pasażerom, iż mogą zamówić dla nich taksówkę, ale z racji na ceny nikt się nie zdecydował, zwłaszcza iż kierowca zniszczonego busa dzwonił do centrali i zapowiadał, że nowy bus za chwilę przyjedzie zabrać pasażerów. Bus faktycznie przyjechał, jednak chwila ta okazała się pojęciem bardzo względnym. W zimnie styczniowego dnia pasażerowie feralnego pojazdu musieli czekać 5 godzin na nowy pojazd.

 

Epilog

Najnowsze wiadomości z Holandii informują, iż dla niderlandzkiej policji sprawa ta nie zakończyła się tylko zabrniemy dowodu rejestracyjnego busa. Holenderscy funkcjonariusze skontaktowali się z policją w Polsce. Wszystko po to, by sprawdzić, jak pojazd w tak złym stanie może zostać dopuszczony do ruchu. Okazało się jednak, iż w centralnej ewidencji pojazdów Renault Trafic, o tych numerach rejestracyjnych, nie przeszedł przeglądu od dwóch lat. Wszystko więc wskazuje na to, że ktoś z okolic Białej Podlaskiej fałszuje przeglądy i wypuszcza na drogi samochody mogące stanowić śmiertelne zagrożenie dla uczestników ruchu. Sprawę miała przejąć polska policja.