Mamy nowe hobby? Kolejny rodak przed sądem koronowym
Wczoraj pisaliśmy o „koronowym błaźnie” rodem znad Wisły. Dziś kolejny Polak stanął przed sądem koronowym. Powód? Taki sam jak wcześniej. Brak poszanowania przepisów i straszenie koronawirusem lokalnej społeczności. Czy nasi rodacy znaleźli sobie nowe hobby w krainie tulipanów?
25-letni Polak, obecnie mieszkający w Utrechcie, pod koniec tygodnia stanął przed sądem koronowym (sąd policyjny zajmujący się sprawami koronawirusa), w związku z wielokrotnym złamaniem obostrzeń koronowych oraz groźbami i zniewagi skierowanymi do funkcjonariuszy na służbie.
Pierwsza interwencja
Na początku miesiąca w Utrechcie funkcjonariusze tamtejszej policji interweniowali w stosunku do grupy ludzi „dobrze bawiącej” się w pobliżu urzędu miasta. Mężczyźni w wieku od 20 do 35 lat byli delikatnie mówiąc uciążliwi. Zachowywali się głośnio i nie przestrzegali minimalnej dozwolonej 1,5 odległości między sobą. Ich zabawa polegała na zaczepianiu przechodniów i opluwaniu, okasływaniu ich mówiąc, że są zakażeni koronawirusem.
Gdy do zebranych przybył patrol policji, oficerowie usłyszeli tak znane na całym świecie polskie zwroty jak „Kur***” „pier**** się” „spier***”. Prym w takim dialogu z policją wiódł 25-latek. W efekcie mężczyzna ten otrzymał nie tylko karę za nieprzestrzeganie obostrzeń koronowych, zastosowano wobec niego sankcje behawioralne. Mężczyzna otrzymał zakaz przebywania w określonych miejscach w Utrechcie (głównie rejon centrum), przez okres 90 dni.
Drugie starcie
Nie trzeba było długo czekać, a nasz rodak kolejny raz popadł w konflikt z prawem. Kilkanaście dni później Polak pojawił się w nałożonej na niego strefie wykluczenia. Nie był tam sam. Towarzyszyło mu siedmiu mężczyzn. Wszyscy znów naruszają minima nakazanej odległości. Gdy na miejsce przybywa wezwana przez świadków zgromadzenia policja, mężczyźni rozpraszają się. Funkcjonariuszom udaje się jednak wylegitymować 25-latka. Policjanci szybko orientują się, że nasz rodak jest w strefie zakazanej.
Pójdzie tam gdzie chce
Mundurowi pomimo złamania zakazu przez naszego rodaka, postanowili nie pociągać go od razu do odpowiedzialności. Oficerowie postanowili pokazać zatrzymanemu mapę, by unaocznić mu błąd. Liczyli bowiem, że Polak znalazł się tam niejako przez pomyłkę.
Nasz rodak, zamiast zagrać potulnego, wziął mapę od funkcjonariuszy, pogiął ją, wcisnął do kieszeni i powiedział, że nie pozwoli się zatrzymać i będzie chodził tam, gdzie mu się chce. Mężczyzna faktycznie poszedł. Niemniej jednak, nie tam gdzie chciał. Trafił bowiem przed sąd.
Proces przed sądem koronowym
Sąd zajmując się sprawą obywatela Polski, zwrócił się bezpośrednio do oskarżonego: „Pan nie dba o zdrowie publiczne. To bardzo źle i musi być mu mocno obciążone (karnie sankcjami-red)”. W efekcie 25-latek został skazany na cztery tygodnie pozbawienia wolności, z czego dwa zostały mu warunkowo zawieszone.