Łowca pedofilów staje przed holenderskim sądem
Pedofilia to jedno z najgorszych przestępstw przeciw drugiemu człowiekowi. Rany po tego typu ataku seksualnym na dziecko często nie potrafią zagoić się przez całe życie. Dlatego tak ważne jest tropienie, zatrzymywanie i karanie tego typu przestępców. Działanie to powinno prowadzić państwo. Gdy bowiem zajmują się tym osoby prywatne, bardzo często dochodzi do karykatury sprawiedliwości i sądy zamiast przestępców skazują tych, którzy starają się ich ścigać. Tak było właśnie w przypadku Erena G.
Eren G. to 31-latek, który postanowił zostać łowcą pedofilów. Mężczyzna 28 września 2020 roku pojechał do Oss. Tam włamał się do domu jednego z lokalnych mieszkańców i pod groźbą przemocy, zmusił go do wygłoszenia oświadczenia, iż umówił się na seks z osobą nieletnią. Całe to zajście napastnik nie tylko nagrywał, ale i transmitował na żywo w internecie.
To jednak niejedyny wyczyn tego łowcy. Miesiąc wcześniej w Veendam mężczyzna uderzył pięścią w twarz innego człowieka, którego oskarżył o pedofilię. Całe zajście również sfilmował i udostępnił w sieci.
Proces
Sąd podczas procesu nie rozpatrywał czy osoby, które były celem łowcy pedofilów, faktycznie dopuściły się czynów zabronionych. Tego typu postępowania to bowiem działania na zupełnie inną rozprawę, inny proces. Dla wymiaru sprawiedliwości liczyło się to, jak działał 31-latek. To zaś sąd uznał za naganną formę postawy proobywatelskiej.
Mężczyzna chciał sam wymierzać sprawiedliwość. Teraz za swoje działania stanął przed obliczem sądu.
Działania
Podczas procesu okazało się, iż do G. zgłaszały się osoby z różnych stron kraju, które miały go informować o swoich podejrzeniach co do konkretnych osób. Gdy oskarżony otrzymywał takie informacje, rozpoczynał własne śledztwo i kontaktował się z możliwymi pedofilami z fikcyjnych kont, podając się za nieletnią. Gdy był już prawie pewien, zamiast przekazywać informacje policji, sam jechał na konfrontacje, by zdobyć dowód ostateczny - przyznanie się do winy.
Jak owe przyznanie się wyglądało. Sąd przywołał tutaj przykład podejrzanego o pedofilię mężczyzny z Oss. G. włamał się do jego domu, zaatakował i groźbą zmusił mężczyznę do przyznania się podczas transmisji on-line, że jest pedofilem. Gdyby tego nie zrobił, napastnik miał go pobić. Po całej tej wymuszonej "spowiedzi", G. stwierdził, iż będzie litościwy dla swojej ofiary. Ta jednak nie ma dzwonić na policję, ponieważ jeśli to zrobi, to on wróci.
Wyrok
Abstrahując od tego, iż zeznania uzyskane za pomocą zastraszania nie mają żadnej mocy dla sądu, wymiar sprawiedliwości dopatrzył się u oskarżonego całej gamy przewinień. Prokurator mówił o napaści, zniesławieniu, groźbach karalnych, przymusie, zastraszaniu i pobiciu. Za to wszystko sąd skazał mężczyznę na 100 godzin prac społecznych i karę dwóch miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu. Tak niski wyrok to jednak nie forma sądowego pobłażania sprawcy, a totalnej zmiany sposobu życia łowcy pedofilów. Jak wskazał sąd, mężczyzna zrozumiał swój błąd, iż polując na przestępców, sam stał się przestępcą i teraz wykorzystuje swoje znajomości, sławę w sieci do wspierania osób, które stały się ofiarami przestępstw seksualnych.
Źródło: Ad.nl