Lokalne podtopienia
Zaledwie kilka chwil starczyło, by w nocy z niedzieli na poniedziałek woda wdarła się do wielu domów w rejonie Gemert. Wraz z poniedziałkowym porankiem, Holendrzy zamiast iść do pracy, liczyli straty spowodowane ulewami.
Holandia to kraj, który przoduje na świecie w kwestii rozwiązań przeciwpowodziowych. Jest to zrozumiale, w sytuacji, w której duża jego część znajduje się poniżej poziomu morza. Liczne rowy melioracyjne, przepompownie, kanały burzowe, śluzy i tamy sprawiają, że na terenie depresji można spokojnie żyć i pracować. Jak jednak pokazały wydarzenia mające miejsce w nocy z niedzieli na poniedziałek, nawet najlepsza ludzka technika jest niczym przy sile natury.
Oberwanie chmury
W ciągu zaledwie kilku chwil nad rejonem gminy Gemert doszło do prawdziwego oberwania chmury. Deszcz padał z taką intensywnością, że jednej nocy spadło prawie tyle deszczu co średnio podczas całego miesiąca. To zaś doprowadziło do tego, że lokalne drogi zamieniły się w rwące strumienie. Kanalizacja burzowa i pompy nie były bowiem w stanie poradzić sobie z taką ilością deszczówki. Wody przybywało po prostu szybciej, niż można ją było magazynować i usuwać. Jak zwykle w takich momentach bywa, najgorsza sytuacja miała miejsce w miastach. Holandia to kraj „zielony” i ekologiczny, jednak pomimo licznych parków i skwerów przestrzeń miejsca to głównie beton i asfalt, czyli materiały nieprzepuszczalne. Woda nie miała więc jak wsiąkać w glebę. Doprowadziło to do tego, że w wielu miejscach, oprócz wspomnianych już rzek, tworzyły się małe jeziora, które można było podziwiać jeszcze następnego dnia rano.
Ogromna siła nocnej ulewy sprawiła, że woda przelewała się nie tylko przez progi domów, ale wylewała się z odpływów ubikacji i umywalek.
Straty materialne
Tak duże opady nie mogły nie doprowadzić do powstania strat materialnych. Na wielu ulicach woda podniosła się tak, iż sięgała do drzwi domów. Najgorsza sytuacja była w zagłębieniach terenu. Tam pomimo zamkniętych drzwi, do mieszkań wlewała się woda. Czasem jej wysokość sięgała 10,20 centymetrów, lecz zdarzały się przypadki, że ludzie musieli brodzić w niej po kolana. Często „ofiarami” takich lokalnych podtopień padały piwnice budynków, ponieważ stanowiły one najniższy punkt w okolicy. Na szczęście mieszkańcy oglądając prognozy pogody i widząc nadciągającą ścianę deszczu, już zawczasu przewidzieli, co może się stać. Dzięki ich przezorności i przeniesieniu drogiego sprzętu gospodarstwa domowego na wyższe półki lub z dala od wejścia, udało zminimalizować się straty. Niemniej jednak sprzątanie i wymiana zalanych paneli czy wykładzin to koszty, na które mieszkańcy Gemert będą musieli znaleźć środki w domowym budżecie.
Jedna z najtrudniejszych sytuacji miała miejsce w rejonie Sam's Grillroom. Tam woda nie tylko podeszła pod drzwi, zaczęła również wybijać z odpływów umywalek, wanien i toalet w niższych piętrach budynków.
Oprócz podtopień nieruchomości, ulewy zalały kilkanaście samochodów. Wiele osób miało problemy z dotarciem rano do pracy.
Obecnie mieszkańcy i władze gminy szacują szkody spowodowane nawałnicą. Ich całkowitą sumę poznamy najprawdopodobniej pod koniec tego lub dopiero na początku przyszłego tygodnia.