Literówka przyczyną problemów Słowaka

Słowa mają ogromną moc. Czasem nawet te, które niewiele różnią się od siebie, potrafią spowodować ogromne zamieszanie i wielkie problemy. Tak było w przypadku pewnego Słowaka, który chciał odwiedzić swoją matkę mieszkającą za granicami kraju.

Mieszkaniec Europy Wschodniej postanowił parę dni temu odwiedzić swoją matkę mieszkającą poza granicami kraju. Poszedł więc do biura podróży i powiedział gdzie chce jechać. Chwilę później miał już bilet w ręce. Pozostało tylko wsiąść do autobusu rejsowego, zrelaksować się i spokojnie patrzeć jak pojazd „połyka” kolejne kilometry europejskich autostrad.

 

Dość duży problem

Gdy autobus dojechał do Rotterdamu, mężczyznę obudził pilot mówiąc, iż są już na miejscu i pora wysiadać. Słowak dziarskim krokiem wyszedł z autobusu, zabrał swój bagaż i stanął jak wryty. Coś mu ewidentnie nie pasowało. Samochody jeździły nie po tej stronie drogi co miały. Ruch nie był bowiem lewostronny. Również język, w jakim porozumiewali się ludzie spotkani na ulicy, był zgoła inny niż ten, którego się spodziewał.

Słowak panikując coraz bardziej, trafił na komisariat holenderskiej policji. Tam jednak, z racji na całkowitą nieznajomość niderlandzkiego oraz praktycznie zerowe zrozumienie angielskiego, miał poważne problemy, by porozumieć się z funkcjonariuszami. Dzięki jednak tłumaczom internetowym okazało się, że mężczyzna pomylił miasta.

Problematyczna literówka

Słowak chciał udać się do Rotherhamu, miasta w hrabstwie South Yorkshire, gdzie mieszka jego matka. Zamiast tego trafił jednak do jednego z największych miast Holandii. Rotterdam i Rotherham dzielą tylko dwie litery różnicy. W rzeczywistości jednak jest to odległość ponad 600 kilometrów. Najprawdopodobniej mężczyzna kupując bilet nie doprecyzował, że chodzi mu o angielską miejscowość. Pracownicy biura podróży przyzwyczajeni zaś, iż wielu obywateli tego kraju jeździ do krainy tulipanów, nawet nie pomyśleli, iż może chodzić o angielskie miasto.

 

Duże problemy

W efekcie Słowak znalazł się w Rotterdamie. Nie jest to tragiczna lokalizacja, ponieważ przybliża go ona do WB, niemniej jednak człowiek ten nie miał już pieniędzy na dalszą drogę. Nie mówiąc już o środkach pozwalających na zapłacenie noclegu w Niderlandach, czy nawet zamówienie ciepłego posiłku. W tej sytuacji policjanci jedyne co mogli zrobić to zapewnić mężczyźnie chwilowe schronienie oraz wezwać fundację Barka.

 

Polska pomoc

Fundacja Barka to organizacja pomagająca naszym rodakom w Niderlandach. Jej pracownicy i wolontariusze postawili sobie za cel wsparcie bezdomnych, bezrobotnych Polaków i innych migrantów z Europy Wschodniej, dla których Holandia nie okazała się ziemią obiecaną. Chociaż pracujący w fundacji Polacy nie mówili po słowacku, to jednak zbieżność naszych jeżyków pozwoliła się porozumieć z pechowym podróżnikiem. Gdy mężczyzna opowiedział im swoją historię, fundacja postanowiła mu pomóc. Pracownicy kupili mu bilet na autobus Eurolines do Londynu. Dostał również „kieszonkowe”, by w stolicy Anglii móc kupić sobie coś do jedzenia i bilet na dalszą podróż do Rotherhamu tego pisanego już przez „th”