Lekarze potajemnie szczepią pacjentów w Holandii
Paranoja dotycząca szczepień w Królestwie Niderlandów wchodzi na nowy poziom. Doszło do sytuacji, w której lekarze muszą potajemnie szczepić pacjentów. Nie chodzi tu jednak o to, iż zaszczepieni nie wiedzą, iż otrzymali preparat chroniący przed koronawirusem, a o to, by uchronić zaszczepionych przez społecznym linczem.
Już jakiś czas temu na łamach naszego portalu poruszaliśmy kwestię związaną z tym, iż coraz więcej Holendrów wierzy w to, iż epidemia to Kara Boża, której nie należy się sprzeciwiać lub, iż wszystko to, to globalny spisek stworzony przez porozumienie światowego rządu z korporacjami farmaceutycznymi. Co ciekawe te teorie spiskowe rozprzestrzeniane są nie przez internet, a z ambon kościołów, między innymi przez skrajnych, ewangelickich duchownych.
Ufać Bogu nie medycynie
W efekcie, w tak zwanym „Pasie Biblijnym”, obszarze Holandii zamieszkałym przez konserwatywnych protestantów, dosłownie rozumiejących Biblię pojawił się poważny opór przeciw szczepieniom. Duchowni mówią tam czasem wprost, że zaszczepienie się będzie równoważne z potępieniem i trafieniem do piekła. Doprowadziło to do tego, iż w rejonie, gdzie biegnie „Pas Biblijny”, czyli od północnowschodniej do północnozachodniej części kraju, odsetek zaszczepionych jest najmniejszy. Ludzie, bojąc się między innymi gniewu bożego, po prostu się nie szczepią. "Dobry chrześcijanin powinien bowiem wiarę swą pokładać w Bogu, a nie w szczepionkach z martwych płodów", można usłyszeć z ust duchownych i wiernych.
Ostracyzm
W efekcie w tamtejszym regionie zaszczepionych jest niecałe 56% dorosłej populacji, gdy średnia krajowa sięga już 85%. No cóż, można powiedzieć, iż z tego typu antyszczepionkowcami nie ma o czym rozmawiać. Ich zdaniem ryzykują życiem wiecznym, więc nawet śmierć na COVID-19, jest lepsza niż wieczność w piekle. Sęk jednak w tym, iż działania ortodoksyjnych protestantów wpływają też na laicką część społeczeństwa. Ludzie niewierzący lub podchodzący do wiary w sposób bardziej nowoczesny po prostu boją się szczepić z racji gniewu sąsiadów i społeczeństwa. Fanatycy religijni są zdolni bowiem do wszystkiego. Widać to było choćby, gdy pobili dziennikarzy, kiedy ci pytali się, czy nie boją się chodzić do kościoła podczas największej fali epidemii, kiedy to zdecydowana większość duchownych w innych rejonach kraju apelowała o pozostanie w domach.
Po kryjomu
Dlatego też, by pomóc takim ludziom, lekarze rodzinni rozpoczęli potajemną akcję szczepień. Szczepionki przyjmowane są poza punktami szczepień i gabinetami lekarskimi. Lekarz np. w Staphorst odwiedza swoich pacjentów w domu, tak by wyglądało to na zwykłą, kurtuazyjną wizytę, spotkanie towarzyskie, a nie przyjęcie zastrzyku. W przeciwnym razie pacjenci, z racji obawy o reakcje sąsiadów, nigdy by się nie zaszczepili. Jak wskazują bowiem ich sąsiedzi może i wierzą w Boga, ale w swej zawziętości i zaślepieniu są w stanie robić naprawdę złe rzeczy.