Kod czarny w niderlandzkich szpitalach
Analizując sytuację w Królestwie Niderlandów, można doznać dysonansu poznawczego. Holistycznie pojmowana rzeczywistość jest bowiem całkowicie odmiennie postrzegana. Jak bowiem połączyć zniesienie godziny policyjnej i otwarcie ogródków piwnych z wołaniem o pomoc szpitali i przygotowaniami medyków do wręcz apokaliptycznej sytuacji na SOR’ach? Czy czarny scenariusz w Holandii może się ziścić?
Szkolenia i zabawa w Boga
Jutro cały personel lekarski i pielęgniarski szpitala Erasmus MC przejdzie szkolenie na wypadek czarnego scenariusza. Co on zakłada? To, iż sytuacja w niderlandzkiej służbie zdrowia zmieni się na gorsze. „Plan gry” zakłada, że w szpitalach nie będzie wystarczającej liczby łóżek na oddziałach intensywnej terapii. Dlatego też lekarze będą musieli decydować, kto dostanie przydział na oddział. Będą więc musieli decydować komu dać szansę na przeżycie, a kogo takiej szansy pozbawić. Mają zostać przetestowane różne aspekty wyboru. Poczynając od typowego stanu zdrowia chorego, poprzez wiek pacjenta, po nawet losowanie kto ma umrzeć, a kto żyć.
Owe szkolenie ma nie tylko na celu sprawdzenie procedur. Ma również poniekąd odczłowieczyć pacjenta. Brzmi to może brutalnie, ale w sytuacji zagrożenia życia taka gradacja jest potrzebna. Medyk musi umieć podjąć decyzję. Długie wahanie się kto może być podpięty do ECMO czy respiratora może bowiem zakończyć się tym, iż umrą obaj pacjenci znajdujący się w tym tragicznym stanie. Oprócz tego szpitale chcą sprawdzić, jak działa wsparcie psychologiczne. „Zabawa w Boga” nawet jeśli decyzja zostaje podejmowana kolektywnie, niesie za sobą ogromny ciężar dla lekarza. Jeśli zaś on się załamie w tym krytycznym momencie, zaszkodzi dziesiątkom chorych, osłabiając wydolność szpitala.
Wygrywamy z epidemią, naprawdę?
Po co to szkolenie, skoro Holandia wygrywa z epidemią? Skoro sytuacja jest tak dobra, iż można otwierać ogródki piwne i łagodzić obostrzenia? Wszystko dlatego, iż zwycięstwo to wizja rządu. Medycy będący na pierwszej linii wojny z koronawirusem są innego zdania. W miniony weekend dziesięć szpitali z rejonu Brabancji podniosło alarm. Ich personel wskazywał, iż niewiele brakowało, by placówki, te musiały wprowadzić kod czarny. Przykładowo szpital Amphia w Bredzie był już zmuszony do wręcz karkołomnej przeróbki sal pooperacyjnych w odziały Intensywnej terapii. Wszystko po to, by uniknąć segregacji pacjentów.
Centralne zarządzanie
Co jednak ciekawe, nawet gdyby w Amphia nie było miejsc, placówka ta nie mogłaby w teorii podjąć decyzji o segregacji pacjentów. Możliwość takich działań przez medyków podejmowana jest na szczeblu centralnym, decyduje o tym minister. Jeśli więc on nie wyda określonych decyzji, pacjent w stanie krytycznym może być co najwyżej przewożony od szpitala do szpitala. Jeśli w drodze umrze w karetce, to trudno. Przynajmniej się starano.
Ile dzieli nas od czarnego scenariusza
Jak daleko więc jesteśmy od tej decyzji? Rząd planował, iż w sytuacji kryzysu w Niderlandach będzie 1700 łóżek na OIOM’ach. Fakt, może by tyle powstało, ale nie ma personelu medycznego, by zajął się pacjentami tam położonymi. System nie jest z gumy. Niemalże niewykonalne byłoby dodanie 1550 takich miejsc. W kategorii cudu można mówić o 1600 miejscach w sumie na oddziałach intensywnej terapii.
Obecnie w systemie zajętych jest 1217 tego typu łóżek. Można więc powiedzieć, iż do tych 1500-1600 nadal sporo brakuje. Nie jest to jednak do końca prawdą. Należy bowiem odjąć łóżka BOSS. Co to takiego? To miejsca, które muszą pozostać wolne. Są one przeznaczone do nagłych sytuacji awaryjnych, takich jak wypadki drogowe, czy katastrofy budowlane, gdy szybko trzeba przyjąć dużą liczbę osób w ciężkim stanie. Nie można bowiem liczyć na to, iż z racji epidemii ludzie przestali ulegać zwykłym wypadkom lub dostawać zawałów, udarów.
To zaś oznacza, iż jeśli od 1600 łózek odejmiemy 188 łóżek BOSS, to o każe się, że w systemie dostępnych jest 1412 miejsc. Z czego zaś zajętych jest 1217. Szpitale mogą więc przyjąć tylko 195 osób.
195 miejsc
Holandia ma więc 195 wolnych miejsc na 17 milionów mieszkańców w momencie, w którym luzowane są obostrzenia koronowe i w może dojść do wzrostu liczby zakażeń. Wszystko to powoduje, iż wielu ekspertów nie dziwi się medykom, że wprowadzają ćwiczenia związane z kodem czarnym. Granica jest bowiem wyjątkowo delikatna. Owszem każdego dnia zwiększa się liczba zaszczepionych, a zdrowiejący opuszczają OIOM’y, niemniej jednak ryzyko istnieje. W dziedzinach zaś takich jak służba zdrowia lepiej dmuchać na zimne i być przygotowanym na najgorsze.