Jeden nalot i Holendrzy rekwirują 120 ton nielegalnej pirotechniki

Czy w Holandii obowiązuje zakaz sztucznych ogni?

Zbliża się koniec roku, więc funkcjonariusze policji w Królestwie Niderlandów coraz więcej uwagi poświęcają kwestiom związanym z nielegalnymi fajerwerkami. Policja robi wszystko, by odnaleźć, skonfiskować i postawić przed wymiarem sprawiedliwości ludzi przechowujących i sprzedających tą potencjalnie niebezpieczną pirotechnikę. Pod koniec tygodnia funkcjonariusze odtrąbili już pierwszy sukces, który może nawet okazać się największym przechwytem w tym roku.

Międzynarodowa współpraca

Pod względem nielegalnej pirotechniki holenderska policja współpracuje między innymi ze swoimi niemieckimi kolegami po fachu. Ich wspólna akcja pozwoliła odnaleźć ponad 120 000 kilogramów (120 ton), nielegalnych fajerwerków w Rheine. Jeden z bunkrów znajdujących się na obrzeżach tego niemieckiego miasta usytuowanego niedaleko holenderskiej granicy został zamieniony w magazyn pirotechniki, która zdaniem policji miała zostać pod koniec roku zaoferowana „z bagażnika” holenderskim klientom.

 

Rekord

Zarekwirowane 120 ton fajerwerków to prawie tyle ile Holendrom udało się skonfiskować podczas całego 2020 roku. Tu zaś ilość ta padła łupem służb podczas tylko jednego policyjnego nalotu, który był częścią europejskiego śledztwa dotyczącego nielegalnego handlu profesjonalnymi fajerwerkami.

 

Podczas jednej wspólnej akcji holenderskiej i niemieckiej policji udało się zarekwirować 120 ton nielegalnej pirotechniki. 

 

Najciemniej pod latarnią

120 ton fajerwerków w bunkrze. Brzmi to może wyjątkowo podejrzanie. W praktyce jednak można powiedzieć, iż najciemniej po latarnią. Bunkry w Rheine to nie konstrukcje znane, np. z polski i niszczejące gdzieś na polach i lasach. To dobrze utrzymane struktury z okresu zimnej wojny, gdy to służyły za magazyny amunicyjne. Budynki te stworzono, tak by zabezpieczyć je przed ewentualnymi wybuchami na zewnątrz oraz zminimalizować straty na zewnątrz, gdyby doszło do eksplozji w środku. Gdy zaś zagrożenie ze strony państw Układu Warszawskiego minęło, władze lokalne szukały dla nich nowego zastosowania. To właśnie pojawiło się wraz z zaoferowaniem legalnym firmom możliwości składowania tam pirotechniki. Nie można bowiem było do tego celu znaleźć lepszego miejsca.

Przekręt

Sęk jednak w tym, iż magazyny te jak pokazało śledztwo, znalazły się po części w rękach osób do tego nieuprawnionych, którzy pod „przykrywką” legalnych firm chcieli dorobić na nielegalnych fajerwerkach sprowadzanych po cichu z Chin czy Europy Środkowej.  Środki te miały być tam gromadzone przez cały rok, by w grudniu przekazać je pośrednikom sprzedającym je po cichu z bagażników samochodów i pak furgonetek.

Tanie i niebezpieczne

Jak podaje policja, nielegalna pirotechnika dostępna u takich osób jest owszem tańsza, ale i niezwykle niebezpieczna. Ładunki te nie posiadają bowiem unijnych atestów. Często powstają bez poszanowania zasad BHP, a sprzedający nie patrzą na to, czy klient będzie umiał się z nimi obejść. W efekcie nawet duże, zakazane w Holandii moździerze, trafiają w ręce nastolatków. To zaś często kończy się w sylwestrową noc oderwanymi kończynami lub ciężkimi poparzeniami ciała.
Ponadto jak zaznacza policja, sprzedawcy tego typu materiałów stanowią poważne zagrożenie na drogach. Ludzie, jak łatwo się domyśleć, nie oznaczają swoich samochodów, wskazując, iż wiozą środki niebezpieczne. Często nawet nie zachowują minimum zdrowego rozsądku, pakując auto pod sam dach. To zaś sprawia, iż w momencie ewentualnej kolizji z auta czasem dosłownie może zostać krater na drodze.