Holenderskie sklepy starają się obejść nakaz zamknięcia
Nikt chyba nie byłby zadowolony gdyby w szczycie zakupów zamknięto mu sklep. Niektórzy decyzję rządu potraktowali jak brutalne uderzeni w twarz. Inni zaczęli zaś momentalnie wertować przepisy, by sprawdzić, czy aby faktycznie muszą zamknąć swoje drzwi dla klientów. Jednym z takich sklepów był popularny w Holandii, a także w Polsce market Action.
30%
Holenderski ustawodawca przewidział pomysłowość niektórych przedsiębiorców. Sklep, na przykład ze sprzętem komputerowym nie może zostać otwarty jeśli na jego terenie będzie można kupić coś do picia. W takiej sytuacji lockdown byłby fikcją. Z drugiej jednak strony supermarkety nie mają w swoim asortymencie tylko i wyłącznie towarów pierwszej potrzeby. Często znajdziemy tam np. zabawki czy podstawowe rzeczy do majsterkowania albo artykuły papiernicze. W efekcie władze zdecydowały się na granicę 30%. Owe 30% to absolutne minimum obrotów produktów spożywczych i pierwszej potrzeby, które musi zostać spełnione, by lokal mógł prowadzić działalność.
Action, analizując swoje wyniki sprzedażowe w Holandii, doszedł do wniosku, iż w spełnia on owo minimum z 10% nadwyżką. Mając więc 40% dochodów ze sprzedaży jedzenia i np. środków czystości może on spokojnie wznowić działalność. Sklepy miały zostać ponownie otwarte w środę około południa. Jak wskazuje rzecznik, sklepy nie sprzedawałyby potajemnie produktów, które wymykają się z dozwolonej przez ustawodawcę kategorii.
Nie tylko Action
Podobnie pomyślały również sieci sklepów Xenos deklarując otwarcie 11 „sklepów spożywczych” i Wibra. Tam towary „drugiej potrzeby” miały być zasłonięte folią. Podobną decyzję podjęła dzień wcześniej również Hema.
Bestuurder @lindavvermeulen: 'Winkelmedewerkers spreken zich ook massaal uit. Schandalig dat meer grote winkelketens tóch opengaan. Zo onverantwoord. We willen het virus toch achter ons krijgen? #Wibra denkt alleen aan de omzet, niet aan gezondheid mensen.' pic.twitter.com/kX0ZIpbLNu
— FNV (@FNV) December 16, 2020
Rząd łapie się za głowę
Widząc co się dzieje gabinet Marka Rutte wręcz złapał się za głowę. Po raz kolejny okazało się, iż ludzka pomysłowość i przedsiębiorczość znacznie wyprzedza prawo w Holandii. Władza, chcąc uniknąć sytuacji, w której za wyżej wymienionymi sieciami pójdą kolejne i wkrótce prawie wszystkie sklepy w Holandii zostaną otwarte, w trybie pilnym, zabrała się za modernizacje przepisów.
Sklepy ponownie zamknięte
Rząd "na szybko" zmienił więc zapisy ustawy, podnosząc próg z 30 do 70% dochodów z produktów pierwszej potrzeby. Oprócz tego zabroniono modernizacji asortymentu. Władze obawiały się bowiem nagłego rozrostu "niepotrzebnych towarów" w otwartych sklepach. Przykładowo, niektóre drogerie posiadają mały kącik z zabawkami lub drobnymi upominkami. Sklepy te korzystają z przywileju „bycia otwartym”, mogłyby nagle zmienić swój asortyment, przerabiając połowę drogerii na sklep zabawkowy, wszystko po to, by podbić zyski przed świętami. Działanie takie zostało jednak zabronione.
Najprawdopodobniej więc przedświąteczne prezenty, będzie trzeba kupić w sieci.