Holenderska policja wściekła na świadków

Policjanci przesadzili z mocą?

Policja w Holandii często musi mierzyć się z okropieństwami dnia codziennego. Zabójstwa, pobicia czy zwłoki odnajdywane w kanałach. Bywają jednak sytuację, w których nawet policjantom puszczają nerwy.


Służba w policji to bardzo specyficzna praca. Oprócz odpowiedniej kondycji psychofizycznej, funkcjonariusze muszą wykazać się dużą dozę odporności psychicznej. Śmierć, wypadki, osoby ranne i konające czy zwłoki w różnych stadiach rozkładu, sprawiają że policjant musi wykształcić w sobie pewnego rodzaju znieczulice. Bez niej, podobnie jak np. ratownik medyczny, nie byłby w stanie działać w sytuacji stresowej i nieść pomoc innych. Nie dziwi więc fakt, iż funkcjonariusze z wieloletnim stażem patrzą czasem na zwłoki jak na worek mięsa czy szat. To nie jest brak szacunku, oni doskonale wiedzą, że ofierze już nie pomogą i muszą skupić się na poszukiwaniu dowodów. Bywa jednak tak, że nawet takim profesjonalistom puszczają nerwy.

Incydent w Hadze

Policjanci z komendy głównej w Hadze wyrazili w dość niepochlebnych słowach opinię o dziesiątkach świadków incydentu, do którego doszło w niedzielę, 31 marca po południu. Wtedy to w na jednej z ulic w centrum Hagi pojawił się mężczyzna z ranami ciętymi po nożu. Wokół niego od razu zebrał się tłum przechodniów, a wtedy zaczął się społeczny koszmar.

Znieczulica niektórych ludzi jest tak duża, czasem nawet profesjonalistą puszczają nerwy

Bezduszny tłum

Jedna z zasad ratownictwa medycznego, powiązana z psychologią społeczną mówi, iż gdy wzywa się pomoc na ulicy, trzeba zwrócić się bezpośrednio do kogoś. Wzywanie pomocy w tłumie skutkuje bowiem spychologią społeczną, która w efekcie powoduje, że nikt ze świadków nie zareaguje, bo każdy będzie liczył, iż zrobią to inni. Tu było podobnie, wokół mocno krwawiącego mężczyzny zebrał się tłum ludzi, w którym były zarówno dzieci jak i osoby dorosłe. Przechodnie, zamiast jednak pomóc rannemu, wyciągnęli telefony i zaczęli… filmować.

Gdy policja przybyła na miejsce musiała użyć sygnałów dźwiękowych, by widzowie przestali nagrywać i zrobili miejsce dla funkcjonariuszy, a potem dla karetki.

Ranny przeżył

Na szczęście ratownikom medycznym udało się uratować poszkodowanego. Duża w tym zasługa również niektórych ludzi, którzy wyłamali się z tłumu i starali się pomóc rannemu. Policjanci oprócz swojej dezaprobaty dla bezmyślności i bezduszności zebranych, nie podjęli żadnych działań. Sytuacja ta mogła skończyć się jednak zupełnie inaczej. Zebrani gapie ograniczali bowiem dostęp i możliwości działania ratowników. Oznacza to więc, że nie tylko nie udzielili pierwszej pomocy, jak również przeszkadzali w sprawnym funkcjonowaniu służb. To zaś może zakończyć się mandatem, a nawet w skrajnych przypadkach, postępowaniem karnym.

Warto więc zrezygnować z bycia reporterem na rzecz niesienia pomocy innym, bo kiedyś może zdarzyć się sytuacja, że to my znajdziemy się na miejscu tego rannego człowieka z Hagi i zamiast pomocy zobaczymy tylko setki obiektywów skierowanych w naszą stronę.