Holenderska policja i jej śmiertelne zaniechanie

nocny pościg za Polakami

W piątek holenderska policja oficjalnie przyznała się do tragicznego w skutkach błędu zaniechania, jakiego dopuścili się jej funkcjonariusze. Ignorancja ta doprowadziła do ciężkich ran u kilku osób i śmierci podopiecznego z placówki opiekuńczej w Wageningen

W środę 19 lutego 2020 roku w placówce opiekuńczej na Morel, w Wageningen miał miejsce atak nożownika. Incydent ten zakończył się śmiercią napastnika będącego pensjonariuszem Regionalnej Instytucji ds. Pomocy i Wspierania Życia dla osób z długotrwałymi problemami psychicznymi. Oprócz tego rannych zostało jeszcze dwóch interweniujących pracowników obsługi ośrodka. Sytuacja ta jak bardzo tragiczna, by nie była, to miała prawo zdarzyć się w tego typu ośrodku. Problem jednak w tym, że wsparcie jakie powinna zapewnić opiekunom policja, nigdy się nie pojawiło.

Gdy sprawę pod koniec lutego nagłośniły holenderskie media (nasza redakcja pisała o tym w materiale Dzwonili, prosili, ale pomoc nie przyjeżdżała), wewnętrzne dochodzenie rozpoczęły miejscowe organa policji. Wczoraj, blisko dwa miesiące po tych zdarzenia, stróże prawa prezentują wstępny raport dotyczący tamtych tragicznych wydarzeń.

Tak, to nasza wina

W lutym wielu mieszkańców Niderlandów było zszokowanych informacją, iż pomimo trzykrotnej prośby o pomoc funkcjonariusz dyżurny nie wysłał radiowozu do ośrodka. W piątek, 17 kwietnia, policja oficjalnie przekazała, iż:  „nie zareagowała dobrze”.  Brak interwencji, jak tłumaczą stróże prawa, wynikał z "niezrozumienia" całej sytuacji.
Rzecznik wskazuje, iż zaniechanie miało miejsce: „Ponieważ początkowo wydawało się, że ogranicza się to do pokoju, w którym przebywał (agresywny mężczyzna-red), dyspozytor oszacował więc, że w tym czasie nie było bezpośredniego niebezpieczeństwa, a personel instytucji był odpowiedzialny za przywrócenie spokoju”. Chodziło bowiem o to, iż napastnik 19 czerwca, zanim złapał za nóż, był już wcześniej agresywny i wygrażał się personelowi i innym mieszkańcom. Nie było to jednak na tyle duże zagrożenie, by zdaniem dyżurnego wysyłać patrol.

Jak zauważa rzecznik, dopiero teraz, gdy eksperci kilkukrotnie, dokładnie wsłuchali się w treści rozmów, jakie prowadził dyspozytor, potwierdzili że „istniały oznaki” wskazujące, iż policja powinna udać się na Morel.

Przeprosiny

„Mogło być inaczej i powinno być to zrobione inaczej. Musimy się z tego uczyć. Jesteśmy zobowiązani do tego, przez to co się stało. Zarówno względem pracowników instytucji opiekuńczej, jak i rodziców klienta” – powiedział szef policji Oscar Dros z żalem w słowach.

Pełnomocnik rodziny zmarłego, przekazał, że krewni są zszokowany wnioskami. Nie rozumieją bowiem, jak mogło dojść do jawnego zaniechania obowiązków. Richard Korver-  prawnik rodziny, wskazuje, iż rodzice ofiary „Doceniają to, że policja jest przejrzysta we wnioskach i że również wcześniej im je udostępniła (przed podaniem ich prasie - red.)”.
Cała ta sytuacja nie oznacza bynajmniej końca sprawy. Nadal toczą się dwa inne postępowania: karne i kontrolne w sprawie tego incydentu. Wiele wskazuje również na to, że po słowach rzecznika i komendanta policji, rozpocznie się kolejne - odszkodowawcze na drodze cywilnej. Wszystko to oznacza, iż holenderska policja jeszcze nie raz będzie musiała wstydliwie tłumaczyć się z tamtych wydarzeń.