Holender przeżywa polskie piekło

Niektórzy mówią, że nie liczą się intencje i słowa a czyny. Dlatego też trudno jednoznacznie określić postawę Radnego SP w Arnhem, Gerrie Elfrink, który wtopił się w Polskie środowisko pracowników tymczasowych.

Mężczyzna chciał przeprowadzić dziennikarskie śledztwo i wtopić się w środowisko pracownicze ludzi zatrudnianych przez agencje pracy tymczasowej. Oczywiście Holender nie był w stanie udawać Polaka. Takie działanie wystawiłoby go tylko na pośmiewisko, ponieważ jego akcent i znajomość tylko kilku naszych słów typu „Dzień dobry” oraz popularnych polskich przekleństw, skutecznie demaskowałaby go w oczach naszych rodaków.

Celem materiału było więc ukazanie, jak ciężko jest znaleźć Holendrowi pracę w świecie, w którym jest ona zabierana przez emigrantów z naszego kraju. W zamierzeniach mógłby to być materiał przeciw naszym rodakom, który doskonale sprzedałby się w Niderlandach, ale wyszło z tego zupełnie coś innego.

Wejście w środowisko

Były radny, Gerrie Elfrink, ściągnął więc drogi garnitur, założył wytarte jeansy i udał się do agencji zatrudnienia. Mężczyzna myślał pewnie, iż nie dostanie pracy, okazało się jednak, iż dla pośrednika było obojętne czy będzie to Polak czy Holender. Jeśli tylko chce jakimś cudem pracować za tak niskie wynagrodzenie, to nie można mu tego zabraniać. Ponadto jego znajomość holenderskiego stawiała go w dużo lepszej pozycji niż pracowników z Polski, Węgier czy Bułgarii. W tym momencie przepadł główny argument.

Radny z Arnhem działając incognito sprawdza, jak wyglądają agencje pracy zatrudniające Polaków.

Warunki

Holender został zakwaterowany razem z pracownikami z Europy Wschodniej. Już na samym początku czekała go bardzo niemiła niespodzianka. Dowiedział się, że za pokój musi zapłacić 92 euro tygodniowo, co przy bardzo niskiej stawce godzinowej, urastało do naprawdę dużej kwoty. Chwilę później dowiedział się, iż to nie koniec opłat. Radny - dziennikarz podlicza, że sumując pozostałe opłaty i kaucje, musi wyłożyć ze swojej kieszeni jeszcze 400 euro. Jeśli zaś nie posiada tyle, kwota ta będzie mu systematycznie pobierana z pensji.

Nocleg

Po całym dniu pracy holender liczył, że za te blisko 100 euro tygodniowo przynajmniej wyśpi się w dobrych warunkach. Niestety. Miejsce, jakie mu przydzielono w domku, było dalekie od oczekiwań. Stary, tani, wyleżany materac na piętrowym łóżku. Ponadto mężczyzna jako „świeżak” został szybko poinstruowany przez innych mieszkańców, że nie wolno podkręcać temperatury. Ruszanie termostatu było zabronione. Ci, którzy to zrobili, musieli liczyć się z grzywną. Trzeba było więc marznąć.

Nieustanne zagrożenie

Umowę, którą podpisał Holender, można wypowiedzieć w ciągu tygodnia. Dla Holendra jest to sytuacja wysoce niekomfortowa, dla przyjezdnych zaś wręcz tragiczna. Jak zauważa radny, powoduje to, że ludzie są cały czas niepewni swojej pracy, swojego bytu. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że gdy agencja rozwiązuje umowę, pracownik nie tylko traci dochody, ale również dach nad głową.

Przez te kilka dni zbierania materiałów, działając pod przykrywką, Holender nabrał szacunku i podziwu dla Polaków. Uznał bowiem, że wielu z naszych rodaków źle trafiło. Dzieje się tak dlatego, że wybrali złe agencje zatrudnienia. Chcą one tylko zarobić na każdym możliwym elemencie związanym z pracą emigrantów. Firmy te nie troszczą się kompletnie o swoich pracowników. Polacy, zamiast zaś poddać i wrócić, dzielnie starają się zdobyć środki na utrzymanie rodzin w swoim kraju.