Holender porwany i uprowadzony do Polski

Damski bokser rodem z Polski

Czym może skończyć się porwanie i uprowadzenie dla ofiary? Traumą, terrorem? W przypadku 43-latka z Holandii 8 latami więzienia i wręcz niewyobrażalnym problemem z żoną.

To był szok

Jej mąż powinien być w domu już od kilku godzin. Niestety nie dawał znaku życia. Poszedł do pubu ze znajomymi z pracy, a może stało się mu coś złego? „Nawet jeśli ktoś go zabił, powinien mnie o tym poinformować” myślała kobieta, szykując awanturę dla swojej drugiej połówki. Była zła, bardzo zła. Wszystko zapowiadało długie ciche dni i przeprosiny co najmniej za pomocą bukietu kwiatów i drogiej, dobrej kolacji. W pewnym momencie mężatka usłyszała dźwięk przychodzącego sms'a. To był jej „ukochany”. Chwilę później kobieta była w szoku. Gniew zmienił się w przerażenie i bezsilność.

W nieskładnie napisanym sms'ie, widniała wiadomość od męża, w której pisał, że został porwany i ma nie zawiadamiać policji. Kilka godzin później pojawił się kolejny mówiący o tym, iż każą mu jechać do Polski…

 

3 Ukraińców porwało Holendra i kazało mu się wieźć do Polski

 

Wizyta na komendzie

26 maja na mokotowskim komisariacie policji pojawił się 43-letni Holender, który mówiąc po angielsku, przekazał dyżurnemu informacje, że został porwany. To, że stoi zaś teraz przed oficerem i zeznaje to tylko łut szczęścia i chwila nieuwagi porywaczy, która pozwoliła mu się wymknąć.

Polscy funkcjonariusze, słysząc takie rewelacje podeszli do sprawy bardzo poważnie. Zawiadomiono Komendę Główną Policji, Ambasadę Holandii oraz wszczęto międzynarodowe procedury. Samochód porwanego trafił zaś na policyjny parking, gdzie technicy zaczęli rozbierać go na części w poszukiwaniu odcisków palców lub innych dowodów. Wszystko wyglądało bowiem na to, iż mundurowi mają do czynienia z międzynarodowym uprowadzaniem. Gdy na komendę przybył holenderski tłumacz przysięgły, funkcjonariusze zaczęli przesłuchanie Holendra. Wynikało z niego, że w Niderlandach, gdy 43-latek zamierzał wracać już do domu, do jego volvo wsiadło trzech mężczyzn być może Ukraińców lub Rosjan, mężczyzna nie rozpoznał języka. Przestępcy, terroryzując go bronią, kazali mu zabrać się do Polski. Najprawdopodobniej chodziło o przerzut narkotyków.

Po spisaniu zeznań obcokrajowiec razem ze stołeczną policją, urządził sobie wycieczkę po Warszawie, podczas której Holender pokazywał wszystkie miejsca, które zapamiętał, gdy jechał z porywaczami.

 

Luka w planie

Jedną z czynności operacyjnych, jaką natychmiast wszczęli polscy śledczy, było zabezpieczenie monitoringów z punktów poboru opłat na autostradach i stacji benzynowych, na których miał zatrzymywać się uprowadzony samochód.

Gdy policjanci w trybie pilnym zaczęli przeglądać nagrania, zobaczyli coś dziwnego. Na jednej ze stacji benzynowych, na której zatrzymał się porwany, filmy z kamer monitoringu wyraźnie pokazują, że Holender sam tankuje samochód i z uśmiechem płaci w kasie za paliwo. Nie wykonuje przy tym żadnych nerwowych gestów, nie prosi obsługi o pomoc. Wzbudziło to bardzo duże wątpliwości wśród śledczych. Chwilę później, domysły znalazły potwierdzenie w nagraniach z autostradowych punktów poboru opłat. Wszystkie „bramki” nagrały Holendra jadącego samego samochodem. Oznaczało to, że albo porywacze mieli czapki niewidki, albo mieszkaniec Niderlandów ewidentnie nie mówi im wszystkiego. Oficerowie śledczy postanowili więc prewencyjnie poinformować ofiarę porwania, jakie w Polsce grożą sankcję prawne za składanie fałszywych zeznań i zawiadomienie służb o niepopełnionym przestępstwie. To nie zmieniło jednak podejścia Holendra, który upierał się przy swojej wersji o porwaniu.

 

Polskie służby postawiono w stan najwyższej gotowości, ale szybko okazało się, że sprawa ma drugie dno.

 

Śledztwo

Mundurowi postanowili więc prowadzić śledztwo dwutorowo. Nadal poszukiwali podejrzanych o uprowadzenie, ale większość sił skupili na analizowaniu działań Holendra. W krótkim czasie zebrany materiał dowodowy pozwolił wyjaśnić całą sytuację.

 

Wszystko z miłości

Okazało się, że zamiast materiału na film sensacyjny, stołeczni policjanci otrzymali gotowy scenariusz na romans. Jak się okazało, Holender kocha swoją żonę, ale równie silnym uczuciem darzy kobietę, Polkę mieszkającą w Warszawie. 43-latek chciał do niej pojechać i spędzić z nią kilka upojnych chwil. Problem jednak w tym, że o wszystkim tym nie mogła dowiedzieć się żona. Opcja pijackiej imprezy z kumplami nie wchodziła w grę, bo na liczniku ich rodzinnego auta po takim wyjeździe, przybędzie parę tysięcy kilometrów. Mężczyzna postanowił więc wymyślić porwanie. Sprawcy się nie odnajdą, on będzie miał alibi na wyjazd do Polski wystawione przez naszą policję, a na dodatek sam w oczach swojej żony zostanie bohaterem, bo w końcu udało mu się uciec. Plan genialny, ale pomysłowy kochanek zapomniał o monitoringu na autostradach, czy w samej Warszawie, który pozwolił  policjantom szybko odkryć prawdę o całej wycieczce.

 

Podwójna kara

Gdy funkcjonariusze przedstawili mieszkańcowi Niderlandów wyniki swojego śledztwa, ten w końcu dał za wygraną i przyznał się do mistyfikacji. W efekcie trafił do aresztu. Następnego dnia sprawą zajęła się prokuratura. Za składanie fałszywych zeznań i zawiadomieniu o przestępstwie, które nie zaistniało, 43-latkowi grozi w Polsce aż 8 lat więzienia. Dużo gorsza kara czekać go będzie jednak dopiero po powrocie do domu, bo o całym spisku dowiedziała się również jego żona.