Grupa funkcjonariuszy policji miała molestować kobietę

Policja szturmuje campus Uniwersytetu w Amsterdamie

Nad stróżami prawa z Eindhoven zbierają się czarne chmury. Już niedługo część funkcjonariuszy tamtejszej policji może stanąć przed sądem. Dlaczego? Prokuratura bada sprawę, w której rzekomo oficerowie mieli molestować seksualnie jedną z kobiet, która przyszła do nich po pomoc. 

Cała sytuacja miała mieć miejsce w 2013 roku. Kobieta, mieszkanka Veldhoven w Brabancji, zgłosiła się na posterunek jako ofiara przymusowej prostytucji. Na początku wszystko wyglądało normalnie. Przyjął ją jeden z funkcjonariuszy. Rozmowa zmieniła się jednak, zdaniem ofiary, w pobicie. Funkcjonariusz miał ją rzekomo uderzyć. To jednak tylko wierzchołek całej sprawy. Dalsze zeznania kobiety wskazują, iż policjant zmusił ją do spółkowania z kadetami, których ów oficer miał pod sobą w hierarchii.

Drugie podejście

Kobieta, pomimo upływu 7 lat od tych wydarzeń, zgłosiła sprawę do prokuratury. Tam złożyła oficjalne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Oskarżyciele przydzieleni do tej sprawy traktują ją bardzo poważnie. Obecnie przedstawiciele organów ścigania starają się stworzyć ramy czasowe całego incydentu, nakreślając dokładną historię kobiety i horror, jaki stał się jej udziałem, zarówno przed jak i po szukaniu wsparcia u policji. Następnie, jeśli zebrany materiał okaże się potwierdzać słowa kobiety, zostanie wszczęte postępowanie karne przeciw oficerowi, który sprzeniewierzył się swojej misji.

Prokuratura nie widziała problemu

Sprawa, o której wspomnieliśmy wyżej, jest niejako drugim podejściem poszkodowanej. Po raz pierwszy zgłosiła napaść oficera już w 2013 roku. Wtedy to funkcjonariusz został aresztowany na trzy dni w połowie grudnia. Po pół roku prokuratura jednak umorzyła sprawę z powodu braku dowodów. Funkcjonariusz pozostał na wolności. Jest to dość dziwne, ponieważ wewnętrzne dochodzenie w policji przybrało zupełnie inny obrót. Śledztwo tamtejszego wydziału kontroli doprowadziło do zwolnienia funkcjonariusza. W raporcie można było przeczytać, iż zachował się „bardzo nieprofesjonalnie” i nie przestrzegał „wystarczającej odległości” względem ofiary. Jak to rozumieć? Miał z nią kontaktować się przez komunikator internetowy i kazać iść ze sobą do łóżka.

Nie sprawdzano innych funkcjonariuszy

W czasie, gdy toczyło się wewnętrzne śledztwo względem podejrzanego oficera, do wydziału kontroli miały docierać również informacje o innych mundurowych, wykorzystujących sytuację. W rzeczywistości jednak brak było konkretnych dowodów, kobieta również nie wspominała w 2013 o molestowaniu przez innych funkcjonariuszy.

Główny oprawca zaś przyjął bardzo ciekawą linię obrony. Jak sam mówił, postąpił godnie, przyjął kobietę pod swój dach na około dwa miesiące. Zrobił to dla jej bezpieczeństwa, na prośbę agencji pomocowych. Wszystko to byłoby niezmiernie godne podziwu, gdyby nie fakt, iż przełożeni oficera nic nie wiedzieli o tych działaniach.

Czy prokuratura złoży oficjalny wniosek do sądu o ukaranie byłego już oficera? O tym przekonamy się za kilka dni.