Frytki, łzy wzruszenia i nadzieja

Frytki powodem płaczu i wzruszenia, czyli wspaniały pomysł Holendrów

Grupa mieszkańców Brabancji postanowiła sprawić radość ludziom i zaczęła piec w swoim food trucku frytki. Nie byłoby może w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, iż Holendrzy postanowili otworzyć swój kramik pomiędzy zniszczonymi wojną domami na Ukrainie.

Nieść nadzieję

Dokoła widać zawalone, zniszczone domy. Gdzieś w oddali echo niesie odgłosy eksplozji, a rutynę dnia co jakiś czas przerywają nagle syreny alarmów przeciwlotniczych. W takich warunkach, często bez prądu czy ciepłej wody muszą żyć mieszkańcy ukraińskich miast. I to właśnie do takich miejsc pojechał Frank i Coen z Brabancji. Ludzie ci udali się na teren ogarniętego wojną kraju, by serwować za darmo Ukraińcom frytki. Jak wskazali dziennikarzom AD, starają się być jasnym punktem, iskierką nadziei, normalności. Jak sami mówią, zdarzało się, iż niektórzy ludzie zaczynali płakać ze wzruszenia, gdy otrzymali darmową porcję tego fast-foodu.

 

Tłumy

Jak wskazuje holenderskim mediom, jeden ze sprzedawców, przed ich budką po porcję frytek ustawiają się tłumy. Ludzie potrafią czekać nawet godzinami w kolejce. Dziennie wydają około 1400 porcji frytek.

 

Surrealizm

Na początku tygodnia food truck z napisem DELICIOUS FROM HOLLAND stanął  w Borodjance, miasteczku na północny zachód od Kijowa. Pojazd na jednym z parkingów wyglądał wręcz surrealistycznie. Już dwie godziny przed otwarcie do auta podeszli pierwsi ludzie, pytając się, czy będzie można dostać coś do jedzenia. Jak mówią Holendrzy, wielu czekających na te kilka kawałków smażonego ziemniaka było naprawdę głodnych. W zrujnowanym wojną mieście, gdzie wielu straciło dobytek całego swojego życia, jedzenie to luksus, a ciepły posiłek to święto.

 

Do piekła

W poniedziałek Holendrzy ze swoimi frytkami odwiedzili wspomnianą Borodjankę. We wtorek byli w Hostomlu, w środę pojechali zaś do Irpienia. Jak mówią pomysłodawcy całej akcji, swoje działania koordynują z wojskiem i lokalnymi władzami. Służby te dbają o to, by informację o przyjeździe food trucka trafiły do najbiedniejszych mieszkańców, do tych którzy z racji rosyjskiej inwazji stracili wszystko.

Błysk w oku

Holendrzy ze swoim wozem odwiedzili też sierociniec. Dla tamtejszych dzieci, często „świeżych” sierot, które straciły rodziców w trakcie ataku wojsk sterowanych z Kremla, wizyta ta była jak bajka. Dzieci na chwilę zapomniały o wojnie, mogły zjeść frytki, zobaczyć jak food truck wygląda w środku. Starszym pozwolono nawet upiec sobie własną porcję samemu. Na ich twarzach znów zagościła radość, a to było coś, czego jak powiedzieli holenderskim dziennikarzom właściciele gastronomi, nie zapomną do końca życia.

 

Dopóki się da

Jak mówią pomysłodawcy akcji, będą działać do momentu aż starczy im środków. Mają wynajętą chłodnie we Lwowie, uzupełnianą zapasami z Polski. Z racji jednak, iż jest to działalność pro bono, ich pieniądze powoli się kończą. Wyczerpują się również powoli dotacje od sponsorów. Dlatego Holendrzy liczą na pomoc i wsparcie od zwykłych ludzi. Jeśli ktoś chciałby wesprzeć ich akcję, może przelać pieniądze za pośrednictwem tej zrzutki

rozliczenie podatku z Holandii

Źródło:  Ad.nl

Źródło: Steunactie.nl