Ewakuacja polskiego sklepu w Tilburgu

Ewakuacja polskie sklepu w Tilburgu

W niedzielę do polskiego sklepu znajdujący się na Paletplein w Tilburgu weszła policja. Oficerowie kazali klientom opuścić loka. Działanie to nie było jednak związane z żadnym złamaniem przepisów, a wynikało z troski o pracowników i klientów. Nieopodal budynku znaleziono bowiem podejrzany ładunek, który mógł być bombą. Zdecydowano się więc na ewakuację lokalu.

Teren zamknięty

Policja podjęła również analogiczną decyzję w przypadku drogerii Trekpleister. Cały zaś plac handlowy został zamknięty dla pieszych i odgrodzony kordonem około godziny 12:45. Miejsce stało się strefą wykluczenia z dziesiątkami policjantów, którzy starali się utrzymać gapiów z dala od małego czarnego przedmiotu leżącego na placu.

 

Walizka

Tym małym czarnym przedmiotem była walizka. Nikt nie wiedział skąd ona się tam wzięła. Nikt też nie potrafił powiedzieć, jak długo tam leży. Po prostu pojawiła się nagle, wręcz znikąd. To zaś wzbudziło podejrzenia. Podejrzenia dotyczące tego, iż w jej wnętrzu znajduje się ładunek wybuchowy. Czas krótko po wyborach do Parlamentu Europejskiego i na kilka dni przed Mistrzostwami Europy w piłce nożnej jest bowiem wręcz „idealnym” okresem do przeprowadzenia zamachu, tak by zasiać strach w Europejczykach przed zbliżającą się imprezą masową. Detonacja bomby w centrum miasta jest zaś dużo łatwiejsza niż wniesienie jej na niemiecki stadion piłkarski lub na francuską arenę zmagań lekkoatletycznych podczas zbliżającej się olimpiady.

Saperzy

Gdy oczyszczono plac z postronnych, na miejsce wysłano policyjnego pirotechnika. Zawiadomiono też służby utylizacji materiałów wybuchowych, czyli saperów z EOD. Ci drudzy nie musieli jednak przyjeżdżać. Policyjny specjalista, który ostrożnie zbadał i zajrzał do walizki nie znalazł w jej wnętrzu nic co mogłoby stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Ekipę EOD odwołano więc zanim jeszcze zdążyła dotrzeć na miejsce.

 

Fałszywy alarm

Gdy okazało się, iż był to fałszywy alarm, około 14 otwarto ponownie plac i wspomniane wyżej sklepy.
Czy więc cała ta akcja była potrzeba? „Walizka pojawiła się nagle i jest to oczywiście dziwne. Było cicho, więc od razu było wiadomo, że właściciela już nie ma” – przekazał rzecznik tamtejszej policji, dziennikarzom AD. Oficerowie wiedzą, iż ich działania wiązały się z pewnymi uciążliwościami dla klientów, sklepikarzy i przechodniów. Wolą jednak dmuchać na zimne i 100 razy się pomylić niż raz zignorować prawdziwe zagrożenie i dopuścić do tragedii.

 

 

Źródło:  AD.nl