Eurojust aresztuje 11 Holendrów.

Piwo jest zakazane, twarde narkotyki są ok

Eurojust w ostatnich dniach aresztował 11 obywateli Królestwa Niderlandów. Wszyscy usłyszeli zarzut bycia aktywnymi członkami międzynarodowej siatki zajmujące się przemytem i handlem narkotykami.

Holendrzy, których zatrzymaniem pochwalił się w piątek Eurojust, zostali pojmani nie w krainie tulipanów, a na terenie praktycznie całej Europy. Funkcjonariusze policji dokonali zatrzymań między innymi w Niemczech, Hiszpanii, Włoszech, Szwecji, Wielkiej Brytanii i Norwegii.

 

Holenderska firma

Siecią całego przemytu miała być jedna z holenderskich firm transportowych. Jej przewoźnicy mieli odbierać narkotyki przybyłe do Hiszpanii, by dalej przewozić kontrabandę ukrytą gdzieś pomiędzy legalnym ładunkiem, w głąb Europy. Większość narkotyku miała przejeżdżać przez Francję do Holandii. Tam zaś dostawy były przepakowywane, rozdzielane i dystrybuowane na lokalnym rynku, jak i na terenie państw ościennych. System działał wyjątkowo sprawie. O efektywności świadczy choćby ilość substancji odurzających zarekwirowana podczas aresztowań. Funkcjonariusze zabezpieczyli 4 tony haszyszu, 200 kg amfetaminy, 64 kg kokainy, 45 kg MDMA i 25 kg heroiny.

 

Lata śledztwa

Rozpoczęcie dochodzenie w sprawie siatki szmuglującej narkotyki praktycznie przez całą Europę rozpoczęło się w 2017 roku i było bezpośrednim skutkiem strzelaniny z Oslo. Analizując życiorysy i dokonania tamtejszych napastników, funkcjonariusze trafili na trop dealerów narkotyków. Idąc dalej tym śladem, jak po nitce do kłębka, odkrywali, że grupa ta działa na bardzo dużym obszarze. Sprawę od lokalnej policji przejął więc Eurojust, który nadzorował europejskie organa sądowe i wspólnie z Europolem dokonał, po prawie 3 latach dochodzenia, wspomnianych zatrzymań.

 

Bezpieczna droga

Dlaczego przewozić narkotyki przez pół Starego Kontynentu, skoro można je wyładować w holenderskich portach? Odpowiedź na to pytanie jest dość prosta. Holendrzy starają się z całych sił zwalczyć przerzut ciężkich narkotyków do ich kraju. Celnicy często przeszukują statki dosłownie od stępki po komin. Czasem łatwiej więc przywieźć towar przez strefę Schengen z kraju gdzie kontrole nie są tak ścisłe, niż ryzykować wykrycia wybierając najkrótszą i pozornie najprostszą drogę.