Bardzo droga sesja zdjęciowa Polaka
Holenderski motocykl, Polak i przedmieścia Düsseldorfu co może łączyć te elementy? Oczywiście pomysłowość naszego rodaka. Pomysłowość, która jak łatwo można się domyśleć, sprowadziła na niego kłopoty.
Nocne ulice jednego z największych miast Westfalii. Cisza spokój. Ludzie starają się odpocząć po całym tygodniu pracy. Niestety przy jednej z ulic relaks ten jest wyraźnie zakłócony. Około 2 w nocy słychać głośny dźwięk silnika i widać błyski. Tak jakby ktoś robił zdjęcia. Początkowo niektórzy mieszkańcy St.-Franziskus-Str. myśleli, iż to lokalny fotoradar złapał kogoś, kto się po prostu zapomniał. To się zdarzało. Tamtejsze urządzenie potrafiło co jakiś czas sprawić, iż pechowi kierowcy musieli wpłacić co nieco do budżetu miasta. Sytuacja jednak po kilku minutach znów się powtórzyła i znów. Zaniepokojeni mieszkańcy postanowili zadzwonić na policję.
Niespodzianka
Po pewnym czasie patrol był już na miejscu. Chwilę zaś później oficerowie drogówki rozmawiali z motocyklistą, który wpakował się w niezłe tarapaty. Wszystko przez chęć odreagowania po całych miesiącach pracy.
Powrót do Polski
Okazało się, iż zatrzymanym był 29-letni Polak. Narodowość mężczyzny nieco zdziwiła policjantów. Jechał on bowiem na motorze noszącym holenderskie tablice rejestracyjne. Policjanci myśleli początkowo, iż motocyklista przyjechał do Niemiec trochę poszaleć, z racji na brak ograniczeń prędkości na tamtejszych autostradach. Okazało się jednak, iż historia jest nieco bardziej skomplikowana.
Ciężka praca na dwa koła
Okazało się, iż Polak przez ponad pół roku pracował w Niderlandach. Pojechał on do pracy w ściśle określonym celu. Mężczyzna odmawiał sobie praktycznie wszystkiego. Miał żyć o chlebie i wodzie tylko dlatego, by spełnić swoje marzenie. Chciał kupić wymarzony motocykl. Po miesiącach ciężkiej pracy, dysponując odpowiednią ilością środków na koncie, postanowił dokonać zakupu. Poszukiwanie motocykla zajęło mu nieco ponad tydzień, ale w końcu znalazł pięknego „nakeda” Hondy. Ba udało mu się nawet tak porozumieć ze sprzedawcą, iż kupi on motor w Polsce. Tzn. na umowie kupna-sprzedaży będzie widnieć nasza ojczyzna, tak by uniknąć całego problemu z tablicami. Gdy wszystko było już dograne, a motor wraz z kufrem znalazł się w rękach Polaka, pozostało mu już tylko wrócić do ojczyzny.
Błysk
Polak, wracając postanowił jednak zahaczyć jeszcze do swoich znajomych w Düsseldorfie, by pochwalić się nabytkiem. Gdy wracał od nich na pustej drodze, trochę za mocno odkręcił manetkę gazu i złapał go fotoradar. Jak powiedział Polak policjantom, w tym momencie bardzo się tym przejął licząc, iż będzie musiał wyłożyć jeszcze kilkaset euro na mandat. Po chwili zdał sobie jednak sprawę, iż jedzie motocyklem, a nie autem, więc zdjęcie nie uchwyciło jego tablicy. To zaś spowodowało, iż w jego głowie pojawił się bardzo głupi pomysł. 29-latek zdecydował się zorganizować sobie małą sesję zdjęciową. Stwierdził bowiem, iż jest nie do namierzenia. Odkręcał więc gaz, dawał się sfotografować, zawracał i dokonywał kolejnego przejazdu. Niestety jak się okazało, błyski zaniepokoiły sąsiadów, a ci wezwali policję.
Finał
Jak skończyła się cała sprawa? Polak wrócił do ojczyzny. Policja bowiem nie miała za co go aresztować. Funkcjonariusze, znając dane kierowcy, obiecali mu jednak, iż zrobią wszystko, by dostał on nie jedną fotkę, a cały album ze swoimi zdjęciami. Pytanie więc, czy nasz rodak nie będzie musiał sprzedać motocykla, by opłacić tę sesję zdjęciową.