Dokonał nielegalnej aborcji – zabił ukochaną
Dennis ven E. nie chciał mieć syna. Mężczyzna nie był gotowy na to, by być ojcem, musiał więc coś zrobić z niechcianą ciąża swojej dziewczyny z Brazylii. Według prokuratury zdecydował się więc na przeprowadzenie nielegalnej aborcji. W efekcie 50-latek stracił nie tylko dziecko, ale i kobietę. Ukochana bowiem zmarła. Mężczyzna zaś trafił przed sąd.
Podczas poniedziałkowego procesu Dennis ven E. podejrzany o przeprowadzenie nielegalnej aborcji ze skutkiem śmiertelnym, po raz kolejny nie przyznał się do winy. Jego prawnik starał się zaś zrobić wszystko, by zmienić środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania, na np. na dozór policyjny.
Co się stało
Jak wskazuje prokurator, para poznała się w Brazylii. Kobieta zaszła w ciążę. USG pokazywało, iż będą mieć syna. Oskarżony jednak nie był zadowolony z tej wiadomości. Mężczyzna nie chciał mieć dziecka, a jeśli już takowe miałoby przyjść na świat, wolałby córkę. Sprawę tę postanowił więc rozwiązać na własną rękę.
Zdaniem oskarżyciela, w październiku 2019 roku w domu podejrzanego, w Diemen mężczyzna nakarmił swoją ukochaną, która już była wtedy w ósmym miesiącu ciąży koktajlem alkoholu, narkotyków i pigułek aborcyjnych. Nie mógł bowiem udać się z Brazylijką do kliniki aborcyjnej, ponieważ w Niderlandach prawo dopuszcza legalną aborcję (jeśli ta nie zagraża życiu matki), tylko do 12 tygodnia. Jak się dość szybko okazało mieszanka środków chemicznych i alkoholu zadziałała. Kobieta urodziła dziecko. Doszło jednak do powikłań. Silne krwawienie, którego mężczyzna nie był w stanie powstrzymać, przyczyniło się do śmierci partnerki.
Po tym wszystkim mężczyzna sam zgłosił się na policję. Gdy oficerowie weszli do jego domu, zobaczyli makabryczny obraz, którego nie zapomną do końca życia.
Za to co zrobił Holender, prokurator oskarżył go o zabójstwo dziecka, a także o nielegalną aborcję, która zakończyła się śmiercią kobiety.
Wściekłość sądu
Obrona podchodzi do tej sprawy inaczej. Wskazuje, iż można wnioskować, że Brazylijka również nie chciała tego dziecka. Swojego wcześniejszego syna oddała bowiem do domu dziecka. Wskazywał więc, iż to była wspólna decyzja kochanków i ich wspólne ryzyko. Do sądu to jednak nie przemówiło. Wymiar sprawiedliwości dosłownie wybuchł irytacją, pytając się obrońcy, co to ma wspólnego z medyczną stroną rozpatrywanej sprawy. W efekcie sąd oddalił wniosek obrony i Van E. nadal musi pozostać w areszcie. Posiedzi w nim co najmniej do 24 maja, kiedy ma ruszyć proces merytoryczny. Holendrowi za to co zrobił, grożą lata odsiadki.
Źródło: Ad.nl