„Dojarz lokatorów” aresztowany
Policji w końcu udało się zatrzymać słynnego „dojarza lokatorów”. Mężczyznę, który zgromadził gigantyczny majątek na krzywdzie setek bezbronnych ofiar.
Harry O., bo o nim mowa, przybył na początku lat osiemdziesiątych z Surinamu. Kraj ten brzmi zapewne wielu czytelnikom dość egzotycznie, w rzeczywistości jednak do 1975 roku była to Gujana Holenderska, kolonia Niderlandów w Ameryce Południowej. Człowiek ten znał więc doskonale język niderlandzki oraz kulturę tego kraju.
Mężczyzna przyleciał do Hagi. Tam postanowił stać się potentatem na rynku nieruchomości. Kupił wiele tanich domów i kamieniczek (tak, wtedy domy w Holandii nie kosztowały milionów). Znajdujące się w nich mieszkania przeznaczył na wynajem.
Wydawać by się mogło, iż w latach 80. XX wieku, gdy Europę przecinała żelazna kurtyna, nie można było mówić o ogromnej emigracji i tysiącach ludzi szukających lepszego losu w Hadze. To jednak nie do końca prawda. Ostatnia dekada komunizmu, oprócz stanu wojennego w naszym kraju, przyniosła również pewien okres rozprężenia. Wtedy to wielu Polaków, Czechów, Słowaków, Rumunów czy Węgrów uciekało ze swoich ojczyzn, by szukać lepszego życia na zachodzie. Ponadto również następowała wzmożona migracja wewnętrzna. Coraz więcej młodych ludzi przenosiło się z małych holenderskich miasteczek i wiosek do dużych ośrodków miejskich, które miały dawać lepsze perspektywy na przyszłość. Do Holandii przybywali również masowo Turcy.
To właśnie dla takich ludzi mieszkania, które oferował 0. były wręcz idealne. Dobrze umiejscowione, a przede wszystkim niedrogie.
Koszmar
Na początku wszystko wyglądało wspaniale. Niestety z czasem okazało się, iż mężczyzna miał bardzo chyry plan odnośnie swoich nieruchomości. Umieszczał w nich lokatorów, podpisywał długoterminowe umowy najmu, a potem zapominał o swoich budynkach. Nie znaczy to jednak, iż najemcy mogli tam mieszkać za darmo. Nie, oni musieli płacić czynsz. Harry O. zapominał o remontach zarówno tych dużych, jak i małych. To zaś oznaczało, że domy te z czasem popadały w coraz to większą ruinę. Jeśli więc mieszkańcy, chcieli by nie kapało im na głowę, musie zapłacić za remont dachu z własnej kieszeni. W takiej sytuacji normalny człowiek najchętniej zerwałby umowę i się wyprowadził. To jednak również przewidział „dojarz”. Podpisywał on umowy z migrantami, ludźmi którzy słabo lub praktycznie nie znali języka, zabezpieczał więc dokumenty w pewne wątpliwe moralnie kruczki prawne, które rozwiązanie umowy łączyły z ogromnym zadośćuczynieniem. Ponadto mężczyzna miał samodzielnie zastraszać mieszkańców próbujących walczyć o swoje. Gdy Ci domagali się remontu lub obniżenia czynszu, groził odcięciem wody, gazu, prądu lub natychmiastową eksmisją. Wszystko to powodowało, iż wielu mieszkańców przez dziesiątki lat musiało nie tylko żyć w tragicznych warunkach, ale również bało się zgłosić sprawę na policję.
Harry O. nie ograniczał się jednak tylko i wyłącznie do „dojenia”. Często również uciekał się do zwyczajnego oszustwa, które miało na celu całkowite uzależnienie finansowe swoich ofiar. Przykładowo doprowadził do sytuacji powstania ogromnego długu, tylko po to, by mógł za bezcen kupić dom jednej z ofiar. Jak się później jednak okazało, żaden tak dłuży dług, nie miał miejsca.
Proces
Proceder ten trwał latami, a na koncie podejrzanego pojawiały się kwoty z coraz większą ilością zer. W pewnym momencie jednak zmowa milczenia pękła i sprawa trafiła do sądu. W 2015 roku holenderski wymiar sprawiedliwości skazał mężczyznę na 21 miesięcy więzienia za oszustwa i wyłudzenia. Harry O. miał trafić za kraty w trybie pilnym. Oskarżony odpowiadał jednak z wolnej stopy po uciszeniu kaucji. Zanim więc przybyli do niego policjanci mający zabrać go do zakładu karnego, mężczyzna znikł.
Pomimo tego, iż oskarżony uciekł, zaocznie nadal prowadzona była apelacja. Po raz kolejny przesłuchiwano dziesiątki świadków i prezentowano tysiące dokumentów, które ewidentnie były napisane, tak by ograniczyć do minimum prawa lokatorów. W końcu, w kwietniu tego roku mężczyznę ponownie skazano tym razem na 8 lat więzienia. Oskarżonego jednak nadal nie udało się odnaleźć.
Praca zdalna
Pomiędzy procesem w sądzie pierwszej instancji, a apelacją minęło 4 lata. W tym czasie ukrywający się skazany nie zaprzestał swojej działalności. Nadal prowadził szemrane interesy na rynku nieruchomości. Nie robił tego jednak osobiście, a przez sieć firm słupów, które występowały w jego imieniu.
Za mężczyzną wystawiono międzynarodowy list gończy. Jego podobizna, imię i nazwisko trafiło na tę samą listę co dane zabójców, gwałcicieli czy terrorystów. To jednak również nie przynosiło rezultatów. Niedawno jednak sprawa pojawiła się w programie Opsporing Verzocht. Policja nie liczyła, iż jeden program telewizyjny pozwoli po ponad 4 latach znaleźć zbiega. Niemniej służby otrzymały 35 „cynków” o możliwej lokalizacji O. Kilka z nich okazało się trafionych. Dzięki informatorom, Harrego O. udało namierzyć się w Surinamu, w Paramaribo. Tam szybka akcja lokalnej i holenderskiej policji pozwoliła pod koniec tego tygodnia (11.07.19), w końcu założyć mężczyźnie kajdanki na nadgarstki. Obecnie skazany czeka na ekstradycję do Holandii. Procedura ta może potrwać od kilku tygodni nawet do kilku miesięcy. Pewne jest jednak, iż człowiek ten już więcej nie zniknie.