Człowiek wypada z jadącego samochodu

Radiowóz potrącił rowerzystę w Apeldoorn

Do bardzo dziwnego wypadku doszło w sobotę wieczorem na jednej z holenderskich dróg. Na ulicy wylądował 27-letni mężczyzna. Nie chodzi tu jednak o eksmisję. Człowiek ten miał najprawdopodobniej wypaść z jadącego samochodu, mógł również zostać z niego wyrzucony. Za tą drugą opcją świadczyłoby aresztowanie 34-latki z Bredy, dziewczyny ofiary, która razem z nim jechała samochodem.

Wypadek?

Co się stało? W sobotę około godziny 22:30 służby ratunkowe otrzymały wiadomość od kierowcy jadącego Bredaseweg w pobliżu Rijsbergen. Rozmówca przekazał dyspozytorowi, iż obok samochodu dostawczego na nawierzchni drogi leży mężczyzna, który wygląda na rannego. Na miejsce zaraz zostały wysłane jednostki pogotowia. Te zabrały poszkodowanego, który był w ciężkim stanie, do szpitala.

 

Aresztowanie

Co dokładnie się stało? Tego nie dowiemy się już od ofiary. Ta zmarła w szpitalu na skutek obrażeń. Wiedzy tej nie ma też świadek. On bowiem widział już tylko mężczyznę leżącego na ulicy. Wszystko więc w rękach policji, która rozpoczęła śledztwo. Jedną z pierwszych jej decyzji było zatrzymanie 34-letniej kobiety znajdującej się w pojeździe dostawczym. Miała to być dziewczyna ofiary.

 

Dużo więcej informacji przyniosła niedziela

W niedzielę, na miejscu zdarzenia pojawiła się para staruszków. Był to 73-letni dziadek i 68-letnia babcia 27-letniej ofiary. Seniorzy wskazali, iż ich wnuk i jego dziewczyna odwiedzili ich z racji na rocznicę ślubu, którą obchodzili. Emeryci stwierdzili, iż cała impreza miała przebiegać spokojnie, chociaż jak zauważył 73-latek, przed wyjściem ich wnuk miał się pokłócić z dziewczyną. Doszło do pewnych tarć między nimi.
Seniorzy są wstrząśnięci wypadkiem i chcą wiedzieć, co się stało. Wątpią jednak, by wspomniana kłótnia młodych ludzi mogła być przyczynkiem tragedii.

Z jadącego samochodu

Polica stara się znaleźć odpowiedź na pytanie seniorów, prowadząc śledztwo. Śledczy nie zdradzają jednak zbyt dużo w tej sprawie mediom. Funkcjonariusze wskazują obecnie jedynie na to, iż 31-latek faktycznie wypadł z jadącej furgonetki, która poruszała się wtedy z dużą prędkością (świadczą o tym obrażenia na ciele denata). Nie wiadomo jednak, czy ofiara opuściła pojazd z własnej woli, czy też ktoś ją wyrzucił. Nie wiadomo nawet, kto siedział za kierownicą pojazdu.
Dlatego też policja liczy na uliczny monitoring i kamery montowane w pojazdach. Być może bowiem któraś z nich uchwyciła nawet nie tyle sam moment wypadku, a to, kto siedział za kierownicą samochodu, gdy ten odjeżdżał spod domu dziadków.
Co zaś zeznała zatrzymana 34-latka? Tego policja nie zdradza.

 

Źródło:  Ad.nl